W uzasadnieniu amerykańska agencja indeksowa wskazała, że decyzja o usunięciu Tesli z indeksu S&P 500 ESG wynika z braku strategii niskoemisyjności oraz kodeksów postępowania biznesowego, w szczególności w kontekście informacji na temat złych warunków pracy zgłaszanych przez pracowników fabryki w Kalifornii.
Tesli nie pomogły w tym przypadku zasługi na polu przyspieszenia przejścia na zrównoważoną energię i uzyskanie w lutym tego roku potwierdzenia przez Agencję Ochrony Środowiska postępowania przez spółkę zgodnie z ustawą o czystym powietrzu, w tym śledzenia własnych emisji. Okazuje się bowiem, że Tesla w zeszłorocznym rankingu Toxic 100 Air Polluters znalazła się na 22. pozycji, wypadła gorzej niż Exxon Mobil, czyli spółka z branży paliwowej.
Nie trzeba było długo czekać na reakcję szefa Tesli – Elona Muska. W jednym ze swoich tweetów nazwał wskaźniki ESG ucieleśnieniem największego zła. Sama spółka w swoim komunikacie zwraca uwagę na fakt, że tradycyjni producenci samochodów spalinowych, tacy jak Ford czy General Motors, mogą osiągnąć wyższe oceny ESG mimo symbolicznego zmniejszania emisji gazów cieplarnianych.
Tutaj przypomina się szkolna anegdota. Jasio zapytany przez tatę, jaką ocenę dostał z klasówki z geografii, odpowiada: dwójkę. Na to ojciec: słabo synu. A Jasio w swojej obronie: tato, ale Marysia też dostała dwójkę.
Ponadto, w komunikacie Tesli pojawiło się wskazanie, że obecne raportowanie ESG nie mierzy zakresu pozytywnego wpływu na klimat, tylko koncentruje się na pomiarze ryzyka. Zdaniem Tesli inwestorzy indywidualni, którzy powierzają swoje pieniądze funduszom, być może nie mają świadomości, że ich pieniądze są przeznaczane na zakup akcji spółek, które pogarszają, a nie poprawiają zmiany klimatu.