Od pewnego czasu mam wrażenie, że żyjemy w etapie przyspieszonych zmian technologicznych. Jako dziecko uczyłem się o takich zawodach, jak kolejarz czy szewc, do których szło się na całe życie. W średniej szkole uczono mnie maszynopisania (sic!), a moje pierwsze zlecenia giełdowe składałem osobiście w POK-u, ewentualnie przed telefon. Rzeczywistość się zmieniała, ale były to zmiany raczej stopniowe, takie jak zmiana komputera z 386DX na 486SX. W ostatnich latach te zmiany bardzo przyspieszyły. Proszę przypomnieć sobie, jak niedawno korzystali Państwo z telefonu, którego szczytem możliwości było wysłanie SMS-a. Dziś na tych de facto mikrokomputerach można robić niemal wszystko, od oglądania filmów na życzenie, przez inwestowanie na żywo, na montowaniu i streamowaniu klipów wideo kończąc (a w zasadzie nie kończąc, bo lista możliwości tylko w tym jednym przypadku jest trudna do wyczerpania). Tymczasem podobne zmiany mają miejsce w bardzo wielu dziedzinach: e-commerce, autonomiczne samochody, moce obliczeniowe i data science, ultraszybka sieć i jej zastosowanie w automatyce itd. Wszystko to oznacza wzrost wydajności w gospodarce i użyteczności dla konsumenta. Po prostu żyje się nam lepiej i wygodniej – tyle że nie wszystkim.

Miniony rok pokazał, że w dotkniętej kryzysem gospodarce są równi i równiejsi. Weźmy pierwszy z brzegu handel. Ten tradycyjny, dotknięty ograniczeniami, poniósł ogromne straty i często musiał liczyć na kroplówkę ze strony rządów. Z kolei e-commerce nie tylko zyskał na kłopotach tradycyjnego handlu, ale przekonując do wygody nowych użytkowników, na stałe przejął kawałek gospodarczego tortu. Nie ma w tym nic złego, tak wygląda postęp i dlatego właśnie nie żyjemy dalej w ziemiankach. Co więcej, patrząc na historię gospodarczą, postęp ten zwykle nie był liniowy, a okresy stagnacji (lub powolnych zmian) przeplatane były bardziej skokowym progresem. Problem w tym, że choć z jednej strony jako konsumenci doceniamy zmiany, często jako pracownicy mamy problem, aby się do nich przystosować. W konsekwencji profity rewolucji gospodarczych są dzielone skrajnie nierówno i moim zdaniem tak jest tym razem, a polityka gospodarcza proponuje nietrafione rozwiązania, aby temu stanowi rzeczy zaradzić.

Być może porównanie do konfliktu klas wywołanego rewolucją przemysłową nie jest idealne, ale czy nie w tym kierunku zmierzamy obecnie? Obserwowane przyspieszenie technologiczne oznacza, że próg wejścia do intratnych zawodów, w których technologię tę rozwijamy i kontrolujemy, jest coraz wyższy. Z drugiej strony technologia w zawrotnym tempie redukuje popyt na pracę w innych zawodach i to czasem wcale niekoniecznie tych niewymagających wykształcenia. Prowadzi to do sytuacji, w której owoce ogólnego postępu przypadają coraz mniejszej grupie osób, podczas gdy sytuacja coraz większych grup społecznych pogorszą się, często nie tylko w ujęciu relatywnym (co było szczególnie widoczne w minionym roku).

Nie liczyłbym na to, że wygrani owych zmian będą palić się do realnych (nie myląc z pozorowanymi) aktów solidarności. W ub.r. wielokrotnie krytykowałem globalną politykę pieniężną, która prowadzi do redystrybucji majątku w kierunku najbogatszych i wydaje się być z ich strony przejawem zadziwiającej krótkowzroczności. Bez rozsądnych działań w zakresie polityki gospodarczej czeka nas coraz mocniejszy dryf w kierunku ekonomicznego populizmu, a być może nawet rewolucja społeczna i upadek kapitalizmu. Niestety, proponowane rozwiązania w postaci skracania czasu pracy, eksperymenty z dochodem gwarantowanym czy różnego rodzaju transfery socjalne są złym rozwiązaniem. Wysyłanie coraz większej nieproduktywnej części społeczeństwa na jałmużnę wydaje się raczej drogą do rosnących podziałów i w konsekwencji konfliktów. Absolutnie nie stawiam się w pozycji osoby znającej rozwiązania dla tego złożonego problemu. Osobiście wydaje mi się, że należy iść w kierunku realnie równego dostępu do edukacji wysokiej jakości i zapewniać ją przez cały okres życia zawodowego, a także odejść od opodatkowania najmniej za­rabiających, aby zachęcać biznes do korzystania z ich usług. Przede wszystkim jednak musi pojawić się chęć pochylenia się nad problemem, której ja niestety nie dostrzegam.