Koniec roku i rajd św. Mikołaja? Tak teoretycznie powinien się kończyć ten znakomity dla akcji (nawet w Polsce niezły) rok.
Tymczasem początek tego rajdu był kompletnym niewypałem. Czarny Piątek, czyli dzień po Święcie Dziękczynienia w USA, kiedy to rozpoczyna się sprzedaż świąteczna, zakończył się dużymi spadkami indeksów. Powód? Nowy wariant wirusa SARS-CoV-2 (omikron). Dużo bardziej zaraźliwy od wariantu delta, ale za to o słabszej „zjadliwości".
Zapewne rynki przełknęłyby ten problem „w biegu", ale już parę dni później pojawił się Jerome Powell, szef Fedu, który zaskoczył inwestorów. Powiedział, że ponieważ gospodarka jest „bardzo silna", a inflacja wysoka (już nie mówił, że jest przejściowa), to jest on otwarty na dyskusję na temat szybszego niż oczekiwane ograniczenia skupu aktywów.
Interesująca była reakcja Wall Street na słowa Powella. Fed szybciej może zakończyć skup aktywów, bo gospodarka jest silna, a inflacja wysoka. Niby źle, ale przecież w ten sposób Powell mówi: omikron gospodarce nie zaszkodzi, co powinno wlać w serca inwestorów sporo optymizmu. Tymczasem jednak indeksy znowu mocno straciły. Bujanie indeksami zakończyło się na dobre w dniu posiedzenia Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC).
Wtedy to Fed zapowiedział, że ograniczy tempo skupu o kolejne 30 mld USD miesięcznie (20 mld USD w przypadku U.S. Treasuries i 10 mld USD w przypadku MBS), co pozwoli na zakończenie programu do marca. Praktycznie zapowiedział też szybsze podnoszenie stóp procentowych. Z „kropkowego" wykresu poglądów członków Fedu wynika, że w 2022 r. podwyżki rozpoczną się już w jego I połowie i w tym właśnie roku stopy wzrosną o 75 pkt baz. Fed (jak zwykle) zrobił to, czego rynek oczekiwał, a jego szef powiedział m.in., że gospodarka szybko się rozwija, a rynek pracy dąży szybko do optymalnego zatrudnienia, i co prawda nowy wariant pandemii jest niepokojący, ale nie powinien wpłynąć znacząco negatywnie na gospodarkę.