Ministerstwo Klimatu i Środowiska stawia sprawę jasno: już po 2025 r. mogą występować istotne i zwiększające się niedobory wymaganej nadwyżki mocy w krajowej sieci. Problem będzie narastał wraz z zamykaniem kolejnych wysłużonych bloków węglowych, które właśnie po 2025 r. nie będą już mogły liczyć na finansową kroplówkę w postaci rynku mocy. Resort klimatu szacuje, że w najgorszym scenariuszu tylko w ciągu najbliższych pięciu lat z systemu może wypaść nawet 7,9 GW mocy zainstalowanej w stabilnych źródłach energii. To tak, jakbyśmy wyłączyli dziewięć jednostek wielkości najnowszego bloku w Elektrowni Jaworzno. Ratunkiem ma być terminowe zakończenie rozpoczętych inwestycji w nowe moce, a także pilne rozpoczęcie kolejnych. Alternatywą zaś, przed którą rząd się broni, jest mocny wzrost importu energii z krajów sąsiednich w godzinach największego zapotrzebowania na prąd.
Przespany czas i potężna luka
Najnowszy raport resortu klimatu jest kolejnym, po raporcie Urzędu Regulacji Energetyki, który zwraca uwagę na możliwe problemy z bezpieczeństwem dostaw energii do polskich odbiorców w ciągu najbliższej dekady. Okazuje, że poza już budowanymi elektrowniami potrzeba nam jeszcze dodatkowych co najmniej 6–8 GW mocy w stabilnych jednostkach do końca 2030 r. Stabilnych, czyli niezależnych chociażby od warunków pogodowych. Jak dotąd koncerny energetyczne stawiały przede wszystkim na inwestycje w bloki węglowe. Pod koniec 2020 r. ruszyła taka jednostka o mocy 910 MW w Elektrowni Jaworzno, która zresztą aktualnie stoi niewykorzystana, bo awaria wyłączyła ją z użytku aż do lutego 2022 r. Z kolei w tym roku pracę rozpoczął blok na węgiel brunatny o mocy niemal 500 MW w Elektrowni Turów. Wyjątkiem na tym tle było uruchomienie w 2020 r. bloku gazowego w Elektrociepłowni Stalowa Wola o mocy 450 MW, którego opóźnienie liczone jest zresztą w latach. Turoszowski blok to ostatnia już inwestycja węglowa w Polsce, nie licząc inwestycji przemysłowych (projekt budowy niedużego bloku węglowego kontynuuje w swoich zakładach w Puławach chemiczna Grupa Azoty). Symbolem zmian stało się wyburzenie na terenie Elektrowni Ostrołęka tzw. dwóch wież, a więc pylonów, które były elementem wstrzymanej inwestycji w nowy blok węglowy.
Obecnie, po definitywnym pożegnaniu się z inwestycjami węglowymi, koncerny energetyczne stawiają przede wszystkim na gaz. W trakcie realizacji są dwa bloki opalane tym paliwem w Elektrowni Dolna Odra (2 x 670 MW), blok w Elektrowni Ostrołęka (745 MW) i kolejny w Elektrociepłowni Żerań (490 MW). Wszystkie te inwestycje mają zostać zakończone do 2025 r. Plany w tym obszarze są jednak bardziej ambitne. Jak podaje resort klimatu, do 2030 r. koncerny zapowiadają inwestycje w źródła wytwórcze spalające gaz ziemny o łącznej mocy ok. 6 GW. Na razie jednak są tylko na papierze, a czas dla elektrowni gazowych też wkrótce się skończy. Unia Europejska traktuje bowiem to paliwo jedynie jako przejściowe w energetyce. Już za kilka lat pozyskanie finansowania na tego typu projekty – podobnie jak dziś na projekty węglowe – może być szalenie trudne.
– To inwestycje spóźnione o jakieś pięć lat. Według mnie gaz ostatecznie wypadnie z energetyki. Pamiętajmy, że zasoby błękitnego paliwa w UE oparte są w ogromnej mierze na imporcie, a Unia dąży do niezależności. Budowa bloków gazowych to najszybszy sposób na zastąpienie energetyki węglowej w Polsce, ale prędzej czy później surowiec ten wkroczy na ścieżkę, na której już znajduje się węgiel. Długofalowo nie mamy innego wyjścia, jak postawić na energię jądrową. Jednocześnie powinniśmy bardzo uważnie obserwować trendy technologiczne, bo nowe technologie mogą bardzo szybko zmienić miks energetyczny – twierdzi Filip Elżanowski, prawnik i ekspert w zakresie energetyki oraz polityki klimatycznej.
Wiatrowe nadzieje i niepewny atom
Kolejnym kierunkiem inwestycyjnym polskich koncernów są odnawialne źródła energii. Resort klimatu największe nadzieje pokłada w morskich elektrowniach wiatrowych, których praca może istotnie wspomóc działanie krajowej sieci. Zgodnie z założeniami „Polityki energetycznej Polski do 2040 r." moc zainstalowana w wiatrakach w polskiej strefie Bałtyku osiągnie blisko 5,9 GW w 2030 r., a w 2040 r. – około 11 GW. Chętnych do inwestycji w tę technologię nie brakuje – zarówno wśród państwowych firm energetycznych, jak i wśród zagranicznych koncernów mających już doświadczenie w tym biznesie.