Rynki wschodzące hamulcem dla hossy na warszawskiej giełdzie

Inwestycje › Słaba koniunktura na rynkach wschodzących to jeden z głównych powodów, dla których WIG nie może nabrać w tym roku rozpędu. Po pierwsze jednak, są już pierwsze sygnały, że rynki wschodzące mogą zacząć stopniowo wracać do łask. Po drugie, ich obecna słabość nie zaszkodziła zbytnio kursom małych i średnich spółek notowanych na GPW, które w tym roku korzystają na poprawie fundamentów.

Aktualizacja: 11.02.2017 01:02 Publikacja: 14.07.2013 13:22

Rys. 2. Wskaźnik siły relatywnej rynków wschodzących względem rynków rozwiniętych

Rys. 2. Wskaźnik siły relatywnej rynków wschodzących względem rynków rozwiniętych

Foto: GG Parkiet

W serii ostatnich analiz starałem się pokazać, że modelowo obecna faza cyklu koniunkturalnego bardzo sprzyja polskiemu rynkowi akcji. Rekordowo niskie stopy procentowe plus pierwsze oznaki wychodzenia gospodarki z cyklicznego dołka – w przeszłości to była recepta na hossę na GPW. Dlaczego zatem, zamiast ustanawiać wielomiesięczne maksima, WIG w tym roku jest na minusie? Jedna z przyczyn to z pewnością obawy przed demontażem OFE – rząd pod hasłem „reformy" systemu emerytalnego od wielu miesięcy funduje inwestorom dużą niepewność co do sposobu wyprowadzenia pieniędzy do ZUS. Jeśli wygra któryś ze scenariuszy związanych z dużym odpływem środków OFE, to będziemy mieli zapewnioną podaż akcji na lata. Do tych czynników typowo lokalnych dochodzi w tym roku czynnik globalny – słabość rynków wschodzących. Właśnie tej kwestii warto się przyjrzeć dokładniej. Irytująca niechęć globalnych inwestorów do polskich akcji nie jest przypadkiem, kiedy spojrzymy na kluczowe rynki wschodzące, takie jak Chiny czy Brazylia. Na tamtejszych giełdach panuje regularna bessa. Oczywiście nie wszystkie rynki wschodzące są tak słabe, ale zbiorczy indeks MSCI Emerging Markets potwierdza, że średnio rzecz biorąc, koniunktura pozostawia wiele do życzenia. Indeks ten w ostatnich miesiącach „zawinął" w kierunku dołka z 2011 r.

Czy jest tanio?

W tej sytuacji pojawia się kluczowe pytanie: jak długo jeszcze rynki wschodzące będą razić słabością? W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie, zacznijmy od wykresu porównującego zmiany indeksów MSCI w dłuższym okresie.

To, co od razu rzuca się w oczy na wykresie wskaźnika siły relatywnej (oblicza się go, dzieląc przez siebie wartości indeksów), to wielki, długofalowy cykl. O ile w latach 1988–1994 oraz 2001–2010 rynki wschodzące były mocne w porównaniu z rozwiniętymi, o tyle pomiędzy tymi okresami raziły słabością, a powodem były rozmaite kryzysy finansowo-gospodarcze przetaczające się niczym plaga przez te kraje (m.in. kryzys azjatycki i rosyjski).

Analiza tego wykresu nie prowadzi do optymistycznych wniosków. Skoro cykl miał dotąd tak regularny kształt, to spadek wskaźnika siły relatywnej trwający od jesieni 2010 r. może stanowić dopiero początek kłopotów rynków wschodzących. Końca cyklu spadkowego można upatrywać dopiero wraz ze zniżką wskaźnika do dołków z lat 1998–2001. Innymi słowy, z wykresu wynika, że zdecydowanie za wcześnie, by powiedzieć „kupuj rynki wschodzące". To oczywiście nie jest dobra wiadomość dla polskiego rynku akcji, który w najlepszym scenariuszu skazany byłby na dryfowanie pomiędzy bessą na „emerging markets" i ewentualną kontynuacją hossy na Wall Street.

Takiego scenariusza nie da się wykluczyć, choć jednocześnie istnieją pewne argumenty przemawiające za tym, że cykl słabości rynków wschodzących jest już znacznie bardziej zaawansowany, niż wynikałoby to z wykresu wskaźnika siły relatywnej. Jeśli w miejsce bezwzględnej wartości indeksów MSCI przyjmiemy wskaźniki wyceny, to wnioski okazują się nieco inne. Według analityków banku J.P. Morgan wskaźnik cena/zysk dla akcji z rynków wschodzących (bazujący na zyskach prognozowanych na najbliższe 12 miesięcy) jest już o ok. 30 proc. niższy od wartości C/Z dla rynków rozwiniętych.

Z podobną sytuacją inwestorzy mieli do czynienia na przełomie lat 1997/1998, a więc już w końcowym etapie spadku wspomnianego wcześniej wskaźnika siły relatywnej. Innymi słowy, w ujęciu historycznym akcje z rynków wschodzących stały się już względnie tanie, a to powinno z czasem zaowocować stopniowym napływem kapitałów. O ile oczywiście nie dojdzie do wielkich kryzysów takich jak azjatycki w 1997 r. (kiedy to zadłużone kraje z Tajlandią i Indonezją na czele przeżyły załamanie kursów walutowych). J.P. Morgan pociesza, że fundamenty rynków wschodzących są obecnie mocniejsze niż wówczas. Przykładowo: o ile w 1997 r. deficyt obrotów bieżących wynosił średnio 0,5 proc. PKB, o tyle w minionym roku zanotowano dla odmiany nadwyżkę w wysokości 1,2 proc. PKB.

Pod uwagę trzeba też wziąć interakcje między gospodarkami rynków wschodzących i rozwiniętych. Jeśli strefa euro zacznie wreszcie wychodzić z dołka (a na to wskazują ostatnie odczyty wskaźników PMI), to ożywienie za sprawą eksportu powinno pomóc także gospodarkom słabiej rozwiniętym.

Analitycy J.P. Morgan zwrócili uwagę na jeszcze jedną kwestię. Ich zdaniem rynki wschodzące są wyprzedane. Popularny wskaźnik analizy technicznej – RSI – dotarł już do strefy wyprzedania. Poprzednio z takim wydarzeniem mieliśmy do czynienia na jesieni 2011 r. oraz na jesieni 2008 r. Nie zawsze wiązało się to automatycznie z odbiciem notowań akcji, ale był to sygnał zwiastujący względnie bliski koniec trendu spadkowego.

Słabsze duże firmy

Na koniec powróćmy jeszcze na nasze lokalne podwórko. Zobaczmy, czy wszystkie segmenty polskiego rynku akcji są tak samo wrażliwe na słabą koniunkturę na emerging markets.

Rzut oka na wykres pozwala szybko zorientować się w sytuacji. Kursy dużych spółek, reprezentowane przez WIG20, rzeczywiście gonią za spadającymi rynkami wschodzącymi (czemu notabene towarzyszy osłabianie się złotego – to dowód na wycofywanie się globalnego kapitału). To nie dziwi, bo polski rynek od lat jest tradycyjnie „wrzucany do jednego worka" z innymi emerging markets. Z kolei kursy małych i średnich spółek reprezentowanych przez indeks sWIG80 w pewnym momencie zdecydowanie zerwały jednak więź z indeksem rynków wschodzących i poszybowały w górę. Tutaj więc jednak wszystko odbywa się zgodnie z modelowym scenariuszem wspomnianym na początku. Kursy małych i średnich spółek korzystają ze sprzyjających warunków, czyli niskich stóp procentowych i perspektywy wyjścia gospodarki z cyklicznego dołka. Ostatnia korekta nie przekreśliła pozytywnej tendencji.

Analizy rynkowe
Co wygrana Trumpa oznacza dla poszczególnych branż?
Materiał Promocyjny
Pieniądze od banku za wyrobienie karty kredytowej
Analizy rynkowe
Wynikowi prymusi błysnęli na giełdzie
Analizy rynkowe
Raporty wynikowe za III kwartał pod lupą. Kto zaskoczył rynek?
Analizy rynkowe
Co przemawia za spadkami cen ropy?
Analizy rynkowe
Trudno nie wierzyć w akcje z USA, nawet jeśli są bardzo drogie
Analizy rynkowe
Zyskom z polskich akcji pomaga element długoterminowy, a cykliczny – zaczął szkodzić