Globalnym rynkowym straszakiem pozostaje pandemia. Kolejne kraje notują rekordowe przyrosty dziennych zakażeń i wprowadzają obostrzenia. Kanclerz Angela Merkel zapowiedziała w środę zamknięcie pubów, restauracji, siłowni, kin i dyskotek, co wystarczyło, by DAX nurkował po południu o ponad 4 proc. Był w trójce najsłabszych indeksów Starego Kontynentu. Przed nim był WIG20, zniżkujący o ponad 5 proc. do najniższego poziomu od kwietnia. U nas straszy jednak nie tylko wirus, ale też politycy i zarządy kluczowych spółek.
Polska słabość
Poprzedniej doby przybyło w Polsce 18 820 zakażonych koronawiuresm, a zmarło 236 osób. To rekordowe statystyki. Jesteśmy w czołówce Europy, jeśli chodzi o przyrosty nowych zakażeń. Do tego dochodzi napięta sytuacja polityczna związana ze strajkiem kobiet, które w środę już siódmy dzień z rzędu protestowały na ulicach przeciwko decyzji Trybunału Konstytucyjnego zrywającej tzw. kompromis aborcyjny. Te dwa czynniki skutecznie odstraszały w środę kapitał zagraniczny, co widać było po spadającym w porywach do 1551 pkt indeksie WIG20. Nie bez wpływu na jego kondycję był też wtorkowy komunikat CD Projektu o przesunięciu premiery Cyberpunka na grudzień. W środowe popołudnie walory spółki taniały o 7 proc. do 338,7 zł (najniższy poziom od kwietnia) przy obrocie sięgającym aż 375 mln zł. Co gorsza, pod presją podaży znalazł się też świeżo upieczony debiutant, czyli Allegro. Posiadający największy udział w WIG20 e-commerce'owy gigant notował spadek ceny akcji o 7,9 proc. do 87,1 zł. Najsłabszym sektorem na rynku był WIG-banki, który spadał po południu o 6 proc. do 3251 pkt, a więc znalazł się najniżej od wiosny 2009 r. Wypadkową tych wszystkich czynników podaży było nowe lokalne minimum WIG20, oznaczające kontynuację trwającego od sierpnia trendu spadkowego. Licząc od szczytu covidowej hossy, indeks ten stracił już ponad 16 proc., co stawia go obok węgierskiego BUX w gronie najsłabszych wskaźników na Starym Kontynencie. W tej słabości nie jesteśmy jednak osamotnieni. Od swoich lokalnych szczytów o ponad 10 proc. oddaliły się także brytyjski FTSE 100, niemiecki DAX, francuski CAC 40, czeski PX i rosyjski RTS.
Różnica sił
W przypadku rynków amerykańskich i azjatyckich skala trwających zniżek jest wyraźnie mniejsza niż w Europie. Analizowane poniżej straty S&P 500, Nikkei 225 i Bovespy mieszczą się w granicach bezpiecznej korekty – nie przekraczają 7 proc. (licząc od szczytów covidowej hossy). To samo dotyczy także Nasdaq Composite i Hang Senga. Co istotne – w tych regionach, jak pokazują dane serwisu worldometers.info, przyrosty zakażeń są ostatnio mniejsze. Poprzedniej doby w Azji odnotowano 84 tys. nowych przypadków, w Ameryce Północnej 87 tys., w Ameryce Południowej 57 tys., a w Europie 225 tys. Różnice są duże i tłumaczą różnice w kondycji poszczególnych indeksów. Na wykresach tych europejskich widać wyraźny zwrot notowań ku dołowi, potwierdzony przez zakręcające na południe średnio- i długookresowe średnie kroczące. W tym kontekście coraz bliższy zdaje się scenariusz tytułowej fali C, o której analitycy wspominali już po marcowym tąpnięciu. Zgodnie z klasycznym ujęciem ma ona być kolejną, po lutowo-marcowej, falą spadkową dyskontującą gospodarczy kryzys, przy czym będzie charakteryzować się mniejszą dynamiką, ale równie dotkliwymi konsekwencjami. Na razie scenariusz się sprawdza, przynajmniej w odniesieniu do Starego Kontynentu, choć ponad 3-proc. spadki na Wall Street po rozpoczęciu środowej sesji mogą budzić obawy także o tamtejsze parkiety.