Czy ten rok, podobnie jak poprzedni, również przyniesie nowe rekordy amerykańskich akcji?
Tomasz Matreas (T.M.) Ogólnie mówiąc, mamy pozytywne nastawienie do większości rynków akcji, choć jesteśmy zarazem dość ostrożni co do tego rodzaju aktywów, zwłaszcza jeśli mówimy o Wall Street. Miejmy świadomość, na jakich poziomach wycen znajdują się tamtejsze indeksy i do jakich rozmiarów urosły największe spółki technologiczne. Oczywiście samo to nie jest wystarczającym argumentem do zmiany trendu na bessę. Rynek amerykański nadal będzie wspierany relatywnie dobrą sytuacją gospodarczą. Pakiet propozycji zmian proponowanych przez Donalda Trumpa, polegających na deregulacji czy obniżce podatków, a do tego perspektywa cięć stóp procentowych przez Fed to silne argumenty wspierające rynki akcji. Sądzimy, że przed nami kolejny dobry rok dla giełdy amerykańskiej, aczkolwiek trend powinien przybrać szerszy charakter. Siedem największych spółek nie będzie już jedynym koniem pociągowym Wall Street. Zwyżki obejmą znacznie więcej sektorów czy poszczególnych przedsiębiorstw. W tegorocznych prognozach właściwie wszystkie zagraniczne banki inwestycyjne wskazują na sektor finansowy jako swojego faworyta. Rzeczywiście, otoczenie im sprzyja. Do tego liczymy mocno na spółki przemysłowe. Będzie to bardziej zdywersyfikowany pod względem trendu wzrostowego rok, na co powinny się załapać także mniejsze spółki.
Jarosław Niedzielewski (J.N.) Hossa za oceanem się jeszcze nie skończyła. To dobrze dla wszystkich pozostałych rynków, w tym naszego, bo jesteśmy uzależnieni od nastrojów inwestorów za oceanem. W ubiegłym roku było 57 sesji z rekordami S&P 500. W tym roku jak dotąd mieliśmy tylko jedno pobicie rekordu, które nastąpiło w poprzedni czwartek. Wydaje się jednak, że to nie jest ostatnie słowo Wall Street. Cały czas stoję na stanowisku, że ostatnie lata na rynku i w gospodarce amerykańskiej przypominają to, co działo się pod koniec XX wieku i kolejne lata również będą przypominać tamten okres. 30 lat temu mieliśmy rewolucję internetową napędzającą wzrosty na giełdach. Dziś mamy początek rewolucji sztucznej inteligencji. Elementów wspólnych jest znacznie więcej. Powtórka realizowanego już scenariusza oznaczać będzie jednak, że hossie towarzyszyć będą koszty. Pierwszy to większa zmienność. Widzieliśmy ją już w styczniu, kiedy doszło do jednodniowego, gwałtownego spadku spółek technologicznych, choć warto zauważyć, że reszta rynku zachowała się lepiej.
Drugim ze wspomnianych kosztów są wyższe stopy procentowe na dłużej. Dotyczy to nie tylko USA, ale też innych krajów. Gospodarki w większości będą silne (najważniejszym wyjątkiem są Chiny) i banki centralne nie będą zmuszone do cięć stóp w odpowiedzi na problemy gospodarcze.
T.M.: Za oceanem pieniądze na rynku akcji krążą, ale też na nim pozostają. Widać, że inwestorzy się nie wycofują, natomiast następuje rotacja kapitału między nawet nie sektorami, ale bardziej segmentami rynku. Również oczekują, że to może być rok spółek o mniejszej kapitalizacji i tam byśmy szukali potencjału wzrostu. Do tego dobrze powinny sprawować się amerykańskie banki oraz część spółek przemysłowych. Może też wbrew opinii większości nie wykluczamy, że to może być niezły rok dla Europy Zachodniej. W ubiegłym roku np. giełda niemiecka wypadła o niebo lepiej, niż wskazywałaby sytuacja gospodarcza. Europa, w szczególności Niemcy, boryka się z ogromnymi problemami makroekonomicznymi, gospodarczymi, ale giełda rządzi się własnymi prawami. Naszym zdaniem cały rynek europejski jest blisko punktu przełomu. Może nie jest to element naszego scenariusza bazowego, ale pewnie w trakcie roku będziemy się przyglądać europejskim giełdom i tam szukać pomysłów inwestycyjnych.
Czy pana zdaniem możemy też ciepło myśleć o technologicznych tuzach za oceanem?
T.M.: Pojawił się jakiś element niepewności, który wciąż trudno jeszcze w pełni ocenić. Mowa oczywiście o DeepSeek. Trudno mi uwierzyć, że może on odmienić los amerykańskich spółek technologicznych. Gdyby jednak chińska technologia sztucznej inteligencji okazała się równie dobra, to wcale nie jest to dla nas zła informacja. Może nie będzie już aż tak ogromnego zapotrzebowania na produkty Nvidii, ale z drugiej strony rozwiązania SI będą tańsze i bardziej dostępne dla tych, którzy mogą z nich skorzystać. To może być wręcz szansa. Jeśli Nvidia przestanie być lokomotywą pociągową rynku amerykańskiego, to nie znaczy, że ktoś inny się nią nie stanie.
Efekt DeepSeeka jest jednorazowy, czy może się utrzymać?
J.N.: Może sprawić, że urealniona zostanie wycena części spółek. Nie sądzę jednak, żeby był to jakiś problem dla wyników Nvidii, która jako jedyna zarabia poważne pieniądze w segmencie związanym ze sztuczną inteligencją. Inne spółki dopiero myślą o tym, jak te narzędzia wykorzystać. Również wspomniany DeepSeek nie monetyzuje produktu. Nvidia jest cały czas największym wygranym SI, natomiast możliwe, że jej wzrost w kolejnych latach będzie mniejszy niż oczekiwano. Nvidia prawdopodobnie pozostanie jednak jedną z największych pod względem kapitalizacji spółek na świecie. Zauważmy, że DeepSeek opracował swoje narzędzie również na czipach Nvidii.
Po poniedziałkowej rynkowej przecenie widać było natomiast, że inwestorzy przenoszą się do spółek oferujących oprogramowanie, które dzięki bardziej efektywnej i tańszej usłudze sztucznej inteligencji mogą zmniejszyć koszty. SI w większym stopniu wejdzie bardziej pod strzechy. Na razie firmy w niewielkim stopniu korzystają z tej technologii, a to one powinny generować największy ruch w przyszłości i w najbliższych latach zacząć wykorzystywać procesory Nvidii. Dopiero wtedy rewolucja SI nabierze tempa. To samo przeżywaliśmy podczas rewolucji internetowej, której skali nikt nie był w stanie przewidzieć, i tak też będzie z SI. Ta rewolucja jest prawdziwa, a w związku z tym i trend na rynkach powinien się utrzymywać.
Co z pozostałymi rynkami, jak Europa czy Chiny?
T.M.: Giełdowe spółki niemieckie, francuskie czy hiszpańskie najczęściej działają globalnie, a lokalny rynek krajowy stanowi dla nich tylko część biznesu. Przykładowo w ubiegłym roku giełda niemiecka swój dobry wynik zawdzięcza m.in. spółce SAP. To firma, która oczywiście ma siedzibę w Niemczech i jest notowana na frankfurckiej giełdzie, ale jej biznes jest globalny. I takich firm właśnie szukamy. Kluczem jest właśnie nie koncentrowanie się na krajach, ale na poszczególnych spółkach i tym, gdzie głównie generują one przychody, skąd czerpią zyski oraz pod jakie trendy są podpięte. I tak podchodzimy w tym roku do europejskich rynków. Nie wykluczamy, że to może być przełomowy i dobry dla nich rok, choć – podkreślam – nie jest to nasz scenariusz bazowy.
J.N.: To może być dobry rok dla europejskich spółek, zwłaszcza jeśli pomogą Chiny. Eksport Niemiec czy Francji w bardzo dużym stopniu związany jest z siłą gospodarki Państwa Środka i nastrojami tamtejszych konsumentów. Kondycja niemieckiej gospodarki ma natomiast ogromne znaczenie dla Polski. Wszystkim posłużyłaby zatem, co Chiny od jakiegoś czasu zapowiadają, monetarna i fiskalna stymulacja gospodarki. Spodziewam się, że szczegóły chińskich planów poznamy w okolicach marca. Tamtejsze władze czekają zapewne na pierwsze kroki prezydenta Trumpa odnośnie do zmiany taryf celnych. Chiny muszą jednak coś zrobić, bo kondycja ich gospodarki słabnie. W szczególności marne nastroje panują wśród konsumentów. Tu cały czas problemem są spadające ceny nieruchomości będących jednym z głównych elementów majątku przeciętnego Chińczyka. Jeśli uda się pobudzić wydatki chińskiego konsumenta, to będzie miało ogromny wpływ na cały świat, w tym przede wszystkim na europejski przemysł.
To, co do tej pory usłyszeliśmy od decydentów chińskich, nie wystarczy?
T.M.: Chińczycy wstrzymują się z poważnymi decyzjami, wyczekując decyzji Trumpa. Czas na podjęcie kroków właśnie nadchodzi. Jasne jest, że Azja, szczególnie Chiny, jest obarczona większymi ryzykami polityki Trumpa niż kraje europejskie, czy w szczególności Europy Środkowo-Wschodniej. W tym kontekście jeśli chodzi o rynki rozwijające się, to zdecydowanie bardziej komfortowo czujemy się w naszym regionie niż w Azji. Widać też na przykładzie Ameryki Południowej, jak szybko są wdrażane decyzje pewnego rodzaju.
Podsumowując, mając do dyspozycji kwotę np. 50 tys. zł, jakie akcje dziś kupić?
J.N.: Kierowałbym się dywersyfikacją. Po wydarzeniach ze stycznia wyraźnie widać, że bardzo ryzykowna może okazać się strategia inwestowania wyłącznie w USA, zwłaszcza w tamtejsze spółki technologiczne. Dużą część, około 40 proc., postawiłbym na Polskę. Tyle samo ulokowałbym w USA, natomiast resztę rozłożył między Europę a rynki wschodzące.
T.M.: Ja proponowałbym postawić nawet 60 proc. kapitału na Polskę, a pozostałą część podzieliłbym między Europę i USA.