Taki scenariusz rozwoju rozważa Orlen dla Możejek. Prace są na razie na wstępnym etapie. Płocki koncern w lipcu wykupił licencję na tzw. hydrokraking, czyli głębszy przerób ropy naftowej. To umożliwi produkcję lżejszych paliw m.in. oleju napędowego i benzyn, których sprzedaż generuje wyższe marże.
- Dzięki temu Możejki uodpornią się na wahania warunków makroekonomicznych na rynku ropy naftowej. W przyszłości będą uzyskiwać taką samą ilość gotowych paliw z 8 mln ton co dziś z przerobu 10 mln ton. To wpłynie nie tylko na wzrost zysków, ale także większą ich stabilność - tłumaczy Daniel Obajtek, prezes Orlenu.
Nie ujawnia skali planowanej inwestycji. Pytany o jej harmonogram wskazuje na lata 2022-23 jako kres procesu. Rozbudowa i modernizacja litewskiej rafinerii Orlenu daje szanse na jej dłuższy żywot. Nie tylko ze względu na zaostrzające się od 2020 r. normy środowiskowe. Chodzi także o kurczący się rynek na produkty ciężkie powstające z przerobu ropy naftowej.
Inwestycja w Możejki pozostałaby jednak w sferze marzeń zarządu tamtejszej rafinerii, gdyby nie przełom w stosunkach polsko-litewskich. Kością niezgody był zdemontowany przez Koleje Litewskie przed dekadą 19-kilometrowy odcinek torów łączący rafinerię PKN z łotewskim Renge. Przez ten okres Orlen był zmuszony korzystać z alternatywnej trasy o długości 150 kilometrów (przy wyższych stawkach narzuconych przez kolejowego monopolistę, by wysyłać produkty z Możejek na rynki bałtyckie, do Polski i w świat. We wtorek rozpoczął się proces ich odbudowy. Pierwszy transport pojedzie tym odcinkiem pod koniec 2019 r.
Koszty logistyki przez lata zjadały marże Możejek, zwłaszcza przy niekorzystnych warunkach makroekonomicznych. Były wręcz powodem rozważań o sprzedaży tego biznesu. Dziś Orlen zapewnia, że nie ma takich planów. – Rafineria już wyszła na zero. Analizujemy możliwości jej rozwoju, bo to może być inwestycja ważna nie tylko dla Polski, ale także dla całego regionu państw bałtyckich – mówi Obajtek.