Górnicy z kopalń węgla kamiennego już we wrześniu 2020 r. dostali od rządu gwarancje zatrudnienia aż do emerytury. Problem w tym, że związkowcy chcą, aby taki zapis znalazł się albo w ustawie, albo jako aneks od układów zbiorowych pracy w spółkach węglowych. Zapis ten miałby wyglądać podobnie jak w Jastrzębskiej Spółce Węglowej – w 2011 r. załoga dostała 10-letnie gwarancje zatrudnienia, a w przypadku niedotrzymania tego terminu przez pracodawcę pracownikom należy się odszkodowanie.
Kolejny sporny punkt to waloryzacja górniczych wynagrodzeń. Związkowcy chcą określić, jak mocno będą rosły pensje w kolejnych latach. – Ostatnie kopalnie mają zostać zamknięte w 2049 r. Wizja zamrożenia płac przez tak długi okres jest dla nas nie do przyjęcia – argumentuje Bogusław Hutek, przewodniczący górniczej Solidarności.
Ponadto do uzgodnienia jest jeszcze jeden z elementów dotyczących harmonogramu wygaszania kopalń. Jak zaznaczają związkowcy, rozbieżności są poważne, więc rozmowy zostały przerwane, by rząd miał czas na przygotowanie propozycji wyjścia z impasu.
Jak dotąd udało się natomiast ustalić m.in. daty zamykania kopalń węgla energetycznego, a także pakiet socjalny dla górników. Oprócz wspomnianych gwarancji pracy do emerytury mogą oni liczyć także na urlopy górnicze albo jednorazowe odprawy po 120 tys. zł.
Kolejna tura rozmów odbędzie się najpewniej pod koniec tygodnia. Gotowa umowa społeczna będzie jeszcze podlegała ocenie Komisji Europejskiej. Polski rząd chce przede wszystkim uzyskać zgodę Brukseli na pokrywanie z publicznych pieniędzy strat kopalń w kolejnych dekadach. W grę wchodzi nawet 2 mld zł dotacji rocznie. Właśnie taką stratę netto na koniec 2020 r., według nieoficjalnych jeszcze informacji, miała zanotować sama tylko Polska Grupa Górnicza.