W ubiegłym roku wiele razy mówiliśmy w naszych programach, że zwyżki na rynku ropy naftowej nie mają uzasadnienia fundamentalnego. Mimo to cena ropy wciąż rośnie i odmiana WTI przebiła już 50 USD za baryłkę. Wygląda na to, że na większą korektę na razie się nie zapowiada.
Faktycznie do pewnego momentu nie byłem przekonany do rajdu na rynku ropy. W końcówce III kwartału rozpoczął się jednak mocniejszy ruch wzrostowy i było to powiązane z kilkoma czynnikami. Mieliśmy chociażby postanowienie krajów OPEC o utrzymaniu niskiej produkcji. Przede wszystkim jednak pomógł słaby dolar. To pokłosie wygranej Joe Bidena w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Doprowadziła ona do tego, że rynek uwierzył w bardzo duże wsparcie dla gospodarki. To powoduje, że dolara na rynku w obiegu będzie bardzo dużo. Nie można zapominać, że generalnie surowcom przemysłowym sprzyjają też projekty infrastrukturalne. Oczywiście można mówić, że przy zdrowych fundamentach ceny ropy naftowej nie są uzasadnione, natomiast biorąc pod uwagę sztucznie wykreowane fundamenty trzeba pogodzić się z wyższymi cenami ropy szczególnie, że zostaną one pewnie na dłuższy czas.
Wspomniał pan o dolarze. W ostatnich dniach nieco odrabiał on straty, ale to jakoś nie za specjalnie przełożyło się na korektę na rynku ropy. Można to traktować jako byczy sygnał?
Wydaje mi się, że przestrzeń do dalszego potencjalnego wzrostu jest już ograniczona. W przypadku ropy Brent możliwe jest oczywiście przebicie poziomu 60 USD za baryłkę, szczególnie jeśli kraje OPEC będą respektowały postanowienia dotyczące limitów produkcji. Nie widzę jednak scenariusza, w którym ropa przebija 70 USD za baryłkę. Ostatnie prognozy ze strony OPEC wskazują, że globalny popyt na ropę może oscylować w granicach 25–27 mln baryłek na dzień. Obecnie przy bardzo mocnych cięciach produkcja wynosi 25 mln baryłek. Gdyby ta sytuacja się utrzymywała mielibyśmy zbilansowany rynek. OPEC chce jednak aby na rynku było coraz mniej ropy. Chodzi przede wszystkim o to, aby zmniejszyć zapasy surowca. OPEC musi więc cały czas utrzymywać produkcję na niskim poziomie. Wydaje się jednak, że kwestią czasu jest większa produkcja ropy chociażby ze względu na coraz atrakcyjniejszą cenę. Możemy mieć więc wzrost produkcji chociażby w Stanach Zjednoczonych. Libia też wróciła do dużej produkcji. Część krajów również nie za bardzo była zadowolona z ostatnich decyzji OPEC. Moim zdaniem w drugiej połowie roku, kiedy ustabilizuje się sytuacja z koronawirusem, ceny powinny być niższe. O ile więc teraz możliwe są jeszcze dalsze zwyżki, o tyle później średnia cena powinna dążyć do poziomu około 50 USD za baryłkę.