Wielka Warszawska zyskała rangę gonitwy „Listed”. Co to oznacza?
Tę rangę nadaje European Pattern Committe (EPC). Pierwszy raz polska gonitwa dla koni pełnej krwi angielskiej otrzymała taki status, co oznacza, że stała się w pełni międzynarodowa. Konie, które wygrywają taki wyścig, bardzo zyskują, kiedy zostaną skierowane do hodowli, mają więc dużą wartość dla właściciela. Polski Klub Wyścigów Konnych starał się o takie wyróżnienie cztery lata. To, że Wielka Warszawska je otrzymała, jest wyrazem zaufania na kilku polach.
Jakie warunki trzeba spełnić?
Trzeba mieć przede wszystkim odpowiednią pulę nagród. W tym roku przekroczyliśmy pulę 100 tysięcy euro. Jednak to nie wszystko. EPC bierze również pod uwagę jakość gonitwy, która zależy od koni, które się w niej ścigają. Ważne jest, żeby takie wierzchowce już wcześniej wygrywały za granicą, a jeszcze ważniejsze, żeby konie, które tu wygrywają, potem odnosiły sukcesy w Europie. Mieliśmy szczęście, że konie, które w ostatnich trzech latach wygrywały Wielką Warszawską, potem odnosiły kolejne sukcesy. Robert Traka, właściciel Night Tornado, wystawiał go potem w europejskich gonitwach. Ale wiele jeszcze przed nami, jesteśmy dopiero na początku drogi.
Co pan ma na myśli?
Polski świat wyścigów konnych na Zachodzie, czyli w Irlandii, Francji, Anglii, nie jest darzony wielkim zaufaniem. Funkcjonują tam stereotypy, które osłabiają naszą pozycję.
I dlatego właściciele koni nie chcą tu przyjeżdżać?
Nie mówię o zaufaniu do Wielkiej Warszawskiej, ale do branży wyścigowej. Nasza gonitwa będzie mogła to zmieniać. Wiem, że w ostatnich latach dwukrotnie polskim właścicielom na aukcji w Irlandii odmówiono sprzedaży konia. Gdy hodowca dowiedział się, że koń ma trafić do Polski, to go po prostu wycofał. Sam słyszałem od przedstawicieli jednego z głównych międzynarodowych sponsorów branży jeździeckiej, że na zachodzie niektórzy stereotypowo postrzegają Polskę i mają obawy natury wizerunkowej. Boją się na przykład tego, że nie ma zachowanego dobrostanu zwierząt. Jednak ci biznesmeni, z którymi rozmawiałem, ci którzy byli na Służewcu, zobaczyli, jak wygląda nasz tor i wyścigi, oni mają już zupełnie inną opinię na ten temat.
Jak do Polski mają trafiać najlepsze konie, skoro hodowcy z Zachodu nie chcą ich sprzedawać?
Dobrze, że w ogóle trafiają, bo one ratują rynek wyścigowy. Hodowla w Polsce spada. Polski właściciel jedzie na przykład do Irlandii i kupuje tam taniego konia, powiedzmy za pięć tysięcy euro, licząc na to, że to się okaże dobry traf. Dzięki temu trenerzy potem mają pracę, mogą się odbywać wyścigi, tylko czy takie zwierzęta są wsparciem dla hodowli? Po prostu dają możliwość startowania.