Ze związkowcami ma względny spokój, zważywszy na wieczne swary na Śląsku. Z resztą zarządu współpracuje od lat, więc i tu kłopotów brak. Prezes JSW Jarosław Zagórowski nazwał kiedyś kierowaną przez Mirosława Tarasa Bogdankę „kurą znoszącą złote jajka". Niby nic dodać, nic ująć, ale inwestorzy śledzący sytuację kopalni doskonale wiedzą, że teraz prezes Bogdanki stara się za wszelką cenę doprowadzić do zapowiadanego wzrostu wydobycia węgla (w tym roku ma wynieść ponad 8 mln ton wobec nieco ponad 5,8 mln ton w roku ubiegłym, od 2014 r. ma to być 11,5 mln ton rocznie), ale nie tylko. Ostatnie walne ograniczyło kompetencje zarządu na rzecz rady nadzorczej. Będą zgrzyty? Pokaże to czas. Jednak na razie Bogdanka w opinii ekspertów jest jedną z najlepiej zarządzanych firm.
Kibice futbolu go nie lubią
Urodzony w 1955 r. Mirosław Taras jest prezesem Bogdanki od lutego 2008 r. Do rekordu kadencji np. szefującego Lotosowi od dekady Pawła Olechnowicza jest mu więc daleko, ale rynek ocenia go bardzo pozytywnie.
Z Bogdanką na różnych stanowiskach (był przez jakiś czas nawet rzecznikiem prasowym) związany jest od 1980 r. Wtedy bowiem ukończył projektowanie i budowę kopalń na krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej (w 1996 r. w warszawskiej SGH ukończył podyplomowo zarządzanie finansami przedsiębiorstw).
Nie znaczy to jednak, że specyfiki Śląska nie poznał – a i owszem. Z najprzeróżniejszymi detalami obyczajowymi karczm włącznie (dziś brak śląskiego akcentu nie jest w nich już aż tak rażący jak kiedyś). Ale jednak wrócił na rodzinną Lubelszczyznę, gdy tylko jasne okazało się, że w nowym zagłębiu mają budować kopalnie (miało być ich w sumie siedem, ale w efekcie na razie powstała jedna, ale za to największa w Polsce).
Największe kłopoty Taras miał chyba jednak nie z górnikami, ale z... kibicami piłki nożnej (i to nie tylko dlatego, że uważa, że nasza reprezentacja gra fatalnie, co powtarzał od początku UEFA Euro 2012). Najpierw, gdy kopalnia, która dołożyła do modernizacji stadionu w Łęcznej 3,5 mln zł, zmniejszyła finansowanie ówczesnego Górnika Łęczna (zdaniem kibiców to dlatego, że prezes woli motory niż piłkę), gdy z ekstraklasy wyleciał, a potem, gdy Bogdanka została tytularnym sponsorem klubu, który dziś nazywa się GKS Bogdanka (de facto była to jedyna możliwość zwiększenia finansowania klubu).