Rząd Leszka Millera ocenić jest dość łatwo. Zwłaszcza gdy się pamięta, jak buńczucznie SLD oraz Leszek Miller zachowywali się w 2001 r., przed wyborami. Obiecywali cuda. I być może dlatego teraz kończą tak żałośnie.
W gospodarce pozornie sytuacja wygląda o niebo lepiej niż w 2001 r., gdy gabinet Leszka Millera obejmował władzę. O ile wtedy wzrost gospodarczy wynosił 0,8% (w III kw. 2001 r.), o tyle obecnie jest to 4,7% (IV kw. 2003 r.). Firmy - jak wynika z danych GUS - zarabiają coraz więcej. I co? I nic - poparcie dla rządu spada na łeb, na szyję. Bo ani wzrost gospodarczy, ani większe zyski nie przekładają się na wzrost zatrudnienia. Bezrobocie w październiku 2001 roku wynosiło 16,4%, a obecnie - 20,6%. Firmy nie inwestują. Produkcja budowlana - która praktycznie stanowi synonim inwestycji - jest w dołku.
Co jest powodem takiej ostrożności przedsiębiorców? Przyczyn jest wiele. Przede wszystkim - rząd L. Millera zrobił bardzo dużo, aby firmom życie utrudnić. Zmiany przepisów, brak konsekwencji w polityce gospodarczej, pozorna walka z korupcją. Pomysły ministrów za to sprowadzały się do jednego - wyciągania pieniędzy z kieszeni podatników indywidualnych. Czyli tych - którzy w przeciwieństwie do firm - głosują. Poza tym - Leszek Miller zrobił wiele, aby przekonać wyborców, że nie działa w ich imieniu i dla nich, tylko stara się jak najwięcej wyszarpać dla swoich kolegów z partii i ludzi z nią związanych. No i wreszcie plan Hausnera, który jest coraz mniej czytelny, coraz bardziej kunktatorski i coraz bardziej dotkliwy dla wyborców, a który stał się jednym z gwoździ do trumny gabinetu Leszka Millera.
Osobiście mam wrażenie, że właśnie finanse publiczne i fakt, że nie zrobiono z nimi nic, jest główną przyczyną upadku silnego człowieka SLD, jakim kiedyś był Miller. Sojusz nie wykorzystał okazji, jaką dał mu przedostatni AWS--owski minister finansów Jarosław Bauc. Budżet państwa jak był rozdęty, źle zarządzany, nieefektywny, tak jest nadal. Mało tego - rząd Millera nie poradził sobie nawet z mniejszym budżetem służby zdrowia. W obu tych przypadkach nie było ani pomysłu, ani chęci. W rezultacie - o ile zadłużenie państwa w październiku 2001 roku wynosiło 289,2 mld zł, o tyle teraz jest to już 394,5 mld zł, czyli ponad 100 mld zł więcej w 2,5 roku. To zastraszająca kwota, którą w przyszłości będą musieli wyłożyć wszyscy podatnicy (wraz z odsetkami). Za tak wielki wzrost długu odpowiedzialny jest Leszek Miller, który - mówiąc wprost - po prostu nie umie rządzić. Nie umie także odejść. Jednak - dzięki dodatkowemu miesiącowi - może mu się udać jedna rzecz. Doprowadzi nasz kraj do kryzysu finansów publicznych. Wtedy następny rząd nie będzie miał wyboru - i posprząta. Albo skończy rządzić jeszcze szybciej niż gabinet Leszka Millera. I w jeszcze gorszym stylu.