Jakie, Pana zdaniem, są najważniejsze wyzwania stojące przed polską elektroenergetyką?
Najważniejszym zadaniem jest stworzenie realnego rynku energii, to znaczy takiego, po którym klient porusza się swobodnie i może wybrać markę, która zaspokoi jego potrzeby. Rynek, na którym klient nie ma takiego wyboru, rynkiem nie jest. Do tego prawdziwego rynku jest więc nam bardzo daleko. Kiedyś premier Kazimierz Marcinkiewicz powiedział, że przespaliśmy 4 lata rządów poprzedniej koalicji. Do tych 4 lat dołożyłbym jeszcze ostatni rok, ponieważ również go przespaliśmy. Dlatego należy dążyć do wprowadzenia realnego rynku energii, ponieważ rynek jest najlepszym regulatorem i wszędzie tam, gdzie rynek może działać - tam działać powinien. W przeciwnym razie będziemy mieli przepychanki polityczne, co dla klienta źle się skończy. Kolejne wyzwanie to odbudowa energetyki. Sama podwyżka cen energii nie wystarczy, jeżeli strumień pieniądza nie zostanie skierowany w stronę inwestycji, a takich gwarancji nie ma. Przeciwnie, możemy się niepokoić, że będzie podobna sytuacja jak w górnictwie węgla kamiennego, kiedy generowanie zysków obudziło ogromne apetyty związkowców i oczekiwania, że te zyski zostaną przeznaczone na konsumpcję. Mówimy oczywiście o inwestycjach w Polsce, a nie w Rumunii, Bułgarii czy gdzieś indziej. Dla polskiej gospodarki inwestycje sektora elektroenergetycznego w Rumunii czy Bułgarii nie mają żadnego znaczenia, a jeśli już, to raczej negatywne.
A inwestycje na Litwie? Polska Grupa Energetyczna będzie prawdopodobnie uczestniczyła w budowie elektrowni atomowej na Litwie.
Gdyby się okazało, że inwestycja na Litwie ma pozytywny wpływ na bezpieczeństwo energetyczne Polski, to można ją zrealizować. Po zbudowaniu mostu energetycznego Polska-Litwa takie inwestycje nabierają zupełnie innego charakteru niż w przypadku gdyby takiego połączenia nie było.
Mówi Pan o rynku energii, ale na Zachodzie tworzone są coraz większe koncerny energetyczne, którym coraz bliżej do oligopolu... Wkrótce podobne tendencje zaobserwujemy w Polsce.