Nie grozi nam oligopol na europejskim rynku energii

Z Katarzyną Rozenfeld, liderem zespołu ds. sektora energetycznego PricewaterhouseCoopers rozmawia Dariusz Ciesielski

Publikacja: 29.12.2006 08:08

Coraz częściej słychać opinie, że za kilka, kilkanaście lat na europejskim rynku energii pozostanie zaledwie kilka dużych grup. Zgadza się Pani z tymi prognozami?

Jeżeli popatrzymy na rynek fuzji i przejęć w sektorze energetycznym w ostatnich latach, to bez wątpienia ceny płacone za przejmowane aktywa osiągnęły poziom, którego wcześniej nikt w branży się raczej nie spodziewał.

W przypadku wartości transakcji dla fuzji i przejęć "magiczną liczbą", której od wielu lat nie przekraczano lub przekraczano nieznacznie - było 10 miliardów dolarów. Gdy taka megatransakcja była finalizowana, uznawano ją za coś bardzo wyjątkowego.

W 2005 r. megatransakcji powyżej tej kwoty było znacznie więcej. Ten wzrost wartości fuzji i przejęć nadal trwa. Obserwujemy walkę o Endessę, którą chce przejąć E. ON (wartość tego kontraktu może osiągnąć kilkadziesiąt miliardów euro). Trwają negocjacje w sprawie fuzji GdF i Suez.

Bez wątpienia wszystkie sygnały płynące z rynku w ostatnich 2 latach wskazują na to, że zarówno transakcje, jak i firmy, które w ich wyniku powstają, są coraz większe, czyli liczba podmiotów na rynku się zmniejsza.

Jak Komisja Europejska będzie traktowała kolejne, coraz większe transakcje? Czy będzie się na nie zgadzała?

Wielkość transakcji dowodzi wzrostu wartości przejmowanych aktywów, granica racjonalności płaconych cen ciągle się przesuwa. Spółki przejmujące dążą do zdobycia ponadregionalnej pozycji, konsolidacji rynków krajowych i osiągnięcia możliwie największej skali korzyści z konsolidacji pionowej i poziomej.

Dlatego bardzo ważne będzie to, jak tego typu transakcje będzie traktowała Komisja Europejska. Musi ona bowiem zadbać, by nie zostały zakłócone reguły konkurencji. Trudno przewidzieć, jak dalece elastyczne będzie podejście Komisji Europejskiej do tworzenia tak ogromnych podmiotów. Obecnie wydaje ona warunkowe zgody (tak jak w przypadku fuzji Suez i GdF), gdzie warunkiem połączenia jest pozbycie się części aktywów posiadanych przez te firmy w poszczególnych krajach.

Czy w Polsce ma sens tworzenie narodowego czempiona, który w przyszłości zapewne i tak zostanie przejęty przez wielkiego gracza?

To, czy zostanie on przejęty, będzie w dużej mierze uzależnione od tego, jaka będzie siła kapitałowa takiego podmiotu. Jeśli będzie ona wystarczająca, aby mógł on skutecznie zaistnieć na rynku fuzji i przejęć w Europie, to bez wątpienia rozważania o jego przejęciu przez innego gracza europejskiego nie muszą okazać się trafne.

Pamiętajmy jednak, że wartość aktywów, jakimi dysponują największe europejskie podmioty, jest nieporównywalnie wyższa od tej, jaką będą dysponować tworzone w Polsce grupy energetyczne.

E. ON ma majątek o wartości 128 mld euro, a EdF prawie 173 mld euro, tymczasem wartość aktywów tworzonej obecnie Polskiej Grupy Energetycznej szacuje się na 9 miliardów euro.

Tak więc polskie przedsiębiorstwa energetyczne w wyniku konsolidacji takiej skali jak największe europejskie giganty na pewno nie osiągną.

Czyli nie można wykluczyć, że zostaną one przejęte przez któregoś z europejskich gigantów?

Istnieje taka ewentualność.

Czy jest groźba, że w przyszłości, gdy na europejskim rynku energii pozostanie zaledwie kilku graczy, dojdzie do oligopolu?

Trudno mi sobie wyobrazić taką sytuację. Powstanie oligopolu - rozumianego jako brak konkurencji cenowej między uczestnikami rynku - zaprzeczyłoby całej idei wolności rynkowej i ochrony konkurencji podnoszonej przez najwyższe gremia na całym świecie. Ogromną rolę do odegrania mają tu bez wątpienia regulatorzy państw członkowskich Unii Europejskiej, wyposażeni w narzędzia, które mogą temu zapobiegać. Zadaniem regulatorów jest, żeby nawet w przypadku fuzji chronić odbiorców i zapobiegać brakowi konkurencji. Czy po stworzeniu unijnego rynku energii należy powołać unijnego regulatora?

Jeśli rzeczywiście wierzymy w europejski rynek energetyczny, to musimy się liczyć z koniecznością stworzenia urzędu regulacji również na poziomie Europy. Niemniej jednak nawet w przypadku powołania unijnego regulatora jego odpowiedniki na szczeblu krajowym pozostaną. Trudno sobie bowiem wyobrazić sytuację, aby pojedynczy odbiorca zwracał się do unijnego regulatora w każdej sprawie, którą urząd regulacji ma obowiązek rozstrzygać.

Dziękuję za rozmowę.

fot. archiwum

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego