Z sondażu przeprowadzonego przez CBOS wynika, że Polacy gorzej ocenili siłę nabywczą swoich dochodów w ubiegłym roku. Przy rosnącej konkurencji i słabym popycie firmy szukały (i szukają) ograniczenia kosztów, między innymi w sferze wynagrodzeń, czego skutkiem w roku 2000 zanotowano najniższy od dziewięciu lat wzrost płac. Trzeba również pamiętać o najwyższej od pięciu lat stopie bezrobocia (15%), która między innymi może znacznie utrudnić nasze negocjacje z UE. Eufemizmem będzie stwierdzenie, że w narodzie nie ma zbyt wielkich pokładów optymizmu. Można się obawiać, że kiepskie nastroje społeczne prędzej czy później znajdą swoje odzwierciedlenie na parkiecie GPW. Tylko poprawa sytuacji makroekonomicznej kraju mogłaby to zmienić, a z tym może być różnie. Główny cel RPP, czyli niska inflacja (4% do końca 2002 roku), prawdopodobnie zostanie osiągnięty bez względu na koszty, ale to oznacza osłabienie wzrostu gospodarczego, a w opinii niektórych analityków nawet lekką recesję. Trudno teraz stwierdzić, czy i kiedy podobne podejście do problemu zacznie dominować na naszej giełdzie. Bardzo możliwe, że wcześniej, po prawdopodobnej kolejnej obniżce stóp procentowych w USA, polski rynek nie oprze się optymizmowi, jaki niewątpliwie zapanuje wtedy na światowych giełdach. Byłby to jednak ruch, którego uzasadnienia należałoby szukać jedynie za granicą. Zabrzmi to może banalnie, ale wydaje się, iż klucz do sukcesu znajduje się w rękach członków RPP.