W okresie ostatnich dwóch tygodni mamy do czynienia z dość śmieszną sytuacją ? z jednej strony rynek znajduje się nadal w trendzie wzrostowym (mierząc to WIG20), z drugiej ? jakoś nie czujemy tego na własnej skórze.

Skąd taka sytuacja? Patrząc na ostatnie kilkanaście sesji rzeczywiście z jednej strony formalnie rynek rośnie, z drugiej zaś ? ponieważ wzrost ten odbywa się na zasadzie ?dziś jedno, jutro drugie? ? nie widać żadnego wyraźnego trendu na poszczególnych spółkach lub branżach. Na tej zasadzie przez kilka sesji rośnie KGHM, innym razem TP SA, a cały czas rynek podtrzymują zyskujące systematycznie na wartości banki i utrzymująca się cena akcji PKN i Elektrimu. W sumie, oczywiście w styczniu, większość wzrostu zawdzięczamy bankom, ponieważ inne spółki, jak KGHM czy TP SA przed ostatnimi zwyżkami zaliczyły znaczne spadki. I jest to w dalszym ciągu jedyna grupa spółek, którą można wyraźnie wyróżnić na rynku. Mamy więc do czynienia z sytuacją, kiedy mimo braku wyraźnego trendu rynkowego ? no bo nawet w tej chwili trudno powiedzieć ?rosną banki? ? trend ten per saldo istnieje.Druga obserwacja z innej beczki. Poczytałem sobie ostatnio moje komentarze z ostatnich kilku tygodni. Generalnie zakładałem dwie rzeczy. Po pierwsze, że tak naprawdę to mamy już trend horyzontalny, mimo iż tego nie widać. Po drugie, że jeśli coś ma nas zaskoczyć i ewentualnie zmienić, to pierwsze założenie to IT. Krótko mówiąc, wynika z tego zdecydowanie niewiara w możliwość wzrostów bez nowego impulsu ? ?świeżej krwi?, i to nie w sensie pieniądza, ale pomysłów (stąd to IT). Trochę zatem sytuacja jest taka: rynek rośnie, a ja marudzę, że stoi w miejscu. Coś w tym jest, jak pisałem powyżej, ale nie do końca. To prawda, że jesteśmy, mówiąc językiem obrazowym, na granicy trendu wzrostowego i każdy dzień grozi tym, że go przełamiemy. A ponieważ nie widzę powodów do nagłego spadku, stąd teza, że trend ten nie jest już istotny. Tym niemniej jednak, jeśli od dwóch tygodni rynek go broni, to może jednak jest istotny? A jeśli tak, to broni się on w warunkach sceptycyzmu panującego na rynku. Oczekiwane pieniądze z zagranicy nie pojawiły się, same OFE to chyba za mało, IT (poza emisjami) na Nasdaq nie reaguje... Sądząc po moim własnym nastroju raczej szukamy dziur w całym niż tryskamy euforią.Jakie wnioski z tych obserwacji? Jeśli rynek broni linii trendu dzięki dalszym wzrostom banków mimo ich wysokich wycen, dzięki wzrostowi TP SA mimo oczywistego argumentu kontr w postaci emisji, czy wzrostowi KGHM mimo dalszego umacniania się złotego i raczej niewesołych prognoz gospodarczych na świecie (a zatem i cen miedzi), to znaczy, że nawet tak spory ładunek pesymizmu lub sceptycyzmu nie przeważa szali. Stąd wniosek, że powoli sceptycy mogą przekonywać się co do braku słuszności swoich poglądów. To z kolei może owocować lekkim wzrostem rynku.Na wiele nie ma co liczyć, bowiem wydaje się, iż nie powinno dojść w najbliższym czasie do znacznego naruszenia równowagi między popytem i podażą. Nie widać argumentów za pojawieniem się dużego pieniądza na rynku. Musiałby on napłynąć z zagranicy (jak się nie udało w styczniu na dużą skalę, to chyba na razie możemy to odłożyć) lub od graczy spekulacyjnych (IT). OFE dostają systematycznie swoje pieniądze, co pozwala na podtrzymanie lub lekki wzrost rynku. Wydaje się zatem, że giełda jest w stanie przesunąć się lekko w górę pod wpływem wzrostu optymizmu części graczy (a zatem i większej liczby akcji w portfelach), ale nie powinno być to zbytnio dramatyczne zjawisko.Jeśli oderwiemy się na chwilę od psychologii i pomyślimy o fundamentach, to sytuacja jest ciekawa w krótkim i nadal mglista w dłuższym terminie. Dane dotyczące obrotów bieżących wskazują, że osłabienie popytu wewnętrznego jest silniejsze niż można się było tego spodziewać. Dobrze wróży to inflacji i zapewne również zwiększa szanse obniżki stóp już w lutym (27?28/02). Z drugiej strony, nie da się ukryć, że gospodarka wyraźnie zwalnia.Krótko mówiąc, możemy nadal liczyć na obniżkę i grać pod ten wariant, ale trzeba patrzeć dalej. Dalej, to znaczy w drugą połowę roku, kiedy to zakładamy, że gospodarka powróci do tempa wzrostu w granicach 4?5%. Co miałoby to spowodować? Tak naprawdę są dwa poważne czynniki ? popyt wewnętrzny, zarówno konsumpcyjny (niższe stopy, ponadto wybory i związane z nimi często rozdawnictwo), jak i inwestycyjny (niższe stopy) oraz popyt zewnętrzny (eksport). Krótko mówiąc, karty nie zostały jeszcze rozdane i faktyczny stan makro w tym roku nadal pozostaje pod znakiem zapytania. Sytuacja makro jest z kolei ważna dla zarządzających funduszem. Zatem ryzyko tkwi w tym, czy rzeczywiście założenie, że OFE będą systematycznie utrzymywać swoje zaangażowanie na poziomie 30%, jest słuszne. n