Praktyczne spojrzenie
Dużo się mówi ostatnio o prywatyzacji warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych i wprowadzeniu jej akcji do publicznego obrotu, a nawet do obrotu giełdowego. Można się łatwo domyślić, że jest to temat interesujący maklerów, chciałbym więc do dyskusji wtrącić swoje trzy grosze.
Zastanówmy się, jaki jest cel tego przedsięwzięcia? Zwykle w przypadku wprowadzenia spółki do publicznego obrotu chodzi o dwa podstawowe cele. Pierwszym z nich jest ułatwienie przepływu kapitału, czyli mówiąc bardziej po ludzku ? ułatwienie zmian w akcjonariacie, a tak zupełnie po naszemu ? po prostu umożliwienie kupowania i sprzedaży akcji na rynku. Drugim zaś celem jest ułatwienie zdobywania kapitału. Akurat podnosić kapitału Giełda nie potrzebuje i nie słyszałem o takich planach ? w ostatnim czasie kapitał akcyjny był kilkakrotnie podnoszony, ale bez potrzeby emisji nowych akcji. Co więcej, z osiąganych zysków Giełda zdołała zakupić i wdrożyć nowoczesny system obrotu, a także wprowadziła się do nowego, przejrzystego budynku (o ponoć najdłuższych schodach w Europie).Można wymienić jeszcze wiele innych powodów upublicznienia spółki, jak na przykład uzyskanie lepszej wyceny rynkowej, ale w przypadku Giełdy nie jest to chyba aż tak bardzo potrzebne. Pominę więc te pozostałe przyczyny, lecz pamiętajmy, że dyskutujemy nie tylko o upublicznieniu Giełdy, lecz również ? co jest chyba najważniejsze ? o jej prywatyzacji. A to się wpisuje w cały program urynkowienia gospodarki. Skarb Państwa może na tym tylko zyskać. Obecnie do budżetu państwa corocznie wpływa podatek od zysku wypracowanego przez Giełdę oraz opłata od transakcji zawieranych na Giełdzie. Po prywatyzacji nic się tu nie zmieni. Jednak do budżetu wpłyną pieniądze ze sprzedaży akcji Giełdy. Co więcej, jeśli udział Skarbu Państwa w kapitale akcyjnym spadnie poniżej 50%, budżet będzie dodatkowo partycypował w zyskach, gdyż wtedy Giełda będzie mogła wypłacać dywidendę. Tylko że o tym było wiadomo już wcześniej. Cóż się więc stało, że temat prywatyzacji Giełdy stał się ostatnio tak modny?Dochodzimy wreszcie do sedna. Od niedawna wiele się mówi na temat globalizacji rynków giełdowych. I nie tylko mówi, gdyż powstają i rozpadają się kolejne sojusze giełd, więc musimy zadbać o to, by nasza Giełda nie pozostała na uboczu. Konieczne jest zawarcie sojuszu z jakąś większą giełdą, a do tego zwykle jest niezbędna pewna wymiana kapitału. Mówi się więc o możliwości sprzedaży akcji warszawskiej Giełdy dużej giełdzie europejskiej. Prezes Rozłucki niedawno w wywiadzie dla ?Home&Market? powiedział, że ?w Europie nasz status właścicielski jest unikalny, w większości krajów akcjonariuszami giełd są uczestnicy rynku?.No właśnie, w tych krajach uczestnicy rynku (czyli maklerzy) mają bezpośredni wpływ na sposób funkcjonowania giełdy. A jak to wygląda u nas? Domy maklerskie mają jakiś nędzny procent akcji Giełdy. Na 12 członków Rady Giełdy maklerzy i domy maklerskie mają zaledwie półtora przedstawiciela. Dlaczego półtora? No cóż, Związek Maklerów i Doradców ma jednego reprezentanta. Drugim reprezentantem jest prezes domu maklerskiego i członek zarządu Izby Domów Maklerskich, ale prezes Izby publicznie powtarza, że domy maklerskie nie mają żadnego przedstawiciela. Chyba więc nie można tego uznać za pełną reprezentację?Skoro więc prywatyzacja Giełdy i sprzedaż części akcji inwestorowi strategicznemu, jakim będzie zagraniczna giełda, jest tak potrzebna, to powinniśmy zadbać o to, by ? podobnie jak w Europie ? akcjonariuszami naszej Giełdy były w znacznie większej mierze nasze domy maklerskie. Tylko wtedy będziemy mogli być rzeczywistym partnerem dla giełd zagranicznych, a nie jakąś peryferyjną filią i punktem przyjmowania zleceń na dużą giełdę gdzieś w Europie... n