Miniony tydzień to pasmo coraz większego zniechęcenia i zmęczenia rynku. Jednocześnie nie ma objaw radykalnej paniki, wyprzedaży, która pozwoliłaby z czystym sumieniem (choć nie bez ryzyka) powiedzieć ? to koniec. A zatem nie koniec?

Najpierw trochę psychologii. Obserwując siebie, moich znajomych dookoła i cały rynek widzę wyraźnie, że zmęczenie obecną sytuacją jest już ogromne. Trudno zainteresować kogokolwiek nowymi pomysłami, których zresztą ze świecą szukać, bo jak tu coś wymyślać, kiedy taka sytuacja na giełdzie... itd. Z drugiej strony nie mamy do czynienia (niestety) z paniką, gwałtowną wyprzedażą, coraz szybciej spadającym rynkiem. Tak było w połowie października i wtedy zadanie było nieco łatwiejsze. Oczywiście, teraz mówi się to łatwo, ale widząc tempo spadków można było z niezłym prawdopodobieństwem przewidzieć, że szybciej już spadać nie będzie (od biedy mogę tak napisać, bo 13.10 dawałem 70:30 że wzrośnie). Tym razem jest o wiele trudniej, bo paniki nie ma mimo minorowych nastrojów. Mamy do czynienia nie ze skrajnym wyprzedaniem rynku, ale ze skrajnym zmęczeniem. Różnica duża.Kilka tygodni temu myśląc na ten temat napisałem, że skoro trend zmienił się w połowie października i mamy teraz do czynienia ze wzrostem, to (jeśli to prawda) dołkowi będzie towarzyszyło wycieńczenie, a nie wyprzedanie. Sam głowy za tę tezę nie dam, jest to pewne uproszczenie, ale dużo w tym prawdy. Jeśli zakładamy tak dalej, to sprawa jest prosta ? na tak zmęczonym rynku trzeba kupować. A że każdy z nas myślał już tak w ciągu ostatnich kilku tygodni kilka razy ? co z tego?Czy jednak rzeczywiście połowa października to zmiana trendu ? a może wręcz odwrotnie, nic się nie zmieniło? Co przemawia za tym, że wtedy mieliśmy zmianę jakościową na rynku? Na pewno struktura popytu, zupełnie nowe źródło popytu zagranicznego, które zresztą w głównej mierze przyczyniło się do wzrostu pod koniec ubiegłego roku. Poza tym to, że w sumie mimo spadków nadal większość dużych firm, a szczególnie banki, jest na znacznie wyższych cenach niż wtedy. To niewiele, ale są to jakieś argumenty.Tak naprawdę sam uzależniam wybór rynku ? w górę lub w dół ? od scenariusza gospodarczego. Albo mamy recesję (no, może trochę przesadzam, słaby wzrost gospodarczy w tym roku ? 2?2,5%), albo drugie półrocze będzie lepsze i wyjdziemy na co najmniej 3,5?4% w całym roku. Jeśli uważamy, że wariant drugi jest bardziej prawdopodobny, to nie widzę powodu do dalszych spadków. W końcu będzie to wyraźnie widoczne (w sensie objawów poprawy) już za jakieś 3-6 miesięcy, więc najwyższy czas, aby rynek (w końcu najmądrzejszy) zaczął to dyskontować. Oczywiście to, czy scenariusz ten jest możliwy do zrealizowania, zależy głównie od obniżki stóp.Co zrobi RPP? Zapomnijmy o retoryce członków Rady. Popatrzmy na fakty. Obniżka jest przesądzona ? pytanie o ile i kiedy. Czy za miesiąc będzie łatwiej? Moim zdaniem, wcale nie, bo co prawda inflacja będzie ładniejsza, ale wszyscy to i tak wiedzą, a za to istnieje ryzyko nieco gorszego deficytu płatniczego i budżetowego. Zatem będzie tylko większa zagwostka. Więc dużo łatwiej zjeść tę żabę teraz (żabę, bo RPP zdecydowanie jest spóźniona z tą reakcją i trochę musi przyznać się do błędu). O ile ? tu mam już problem. Albo o 200 punktów, bo raz i koniec, potem można straszyć podwyżką lub brakiem dalszych obniżek, a ponadto żabę zje się raz. Albo o 100 punktów i wtedy za 2?3 miesiące będzie kłopot, bo wypadałoby drugi raz, a może być ciężko (deficyt budżetowy i ryzyko wzrostu inflacji ze względu na ceny żywności). Wtedy żaba na dwa razy. Na zdrowy rozum zatem powinna być jedna znacząca obniżka o 200 punktów w przyszłym tygodniu. Ale za te 200 punktów to już nie dam głowy, chyba wierzę bardziej w zachowawczość Rady i obniżkę o 100?150 punktów.Podsumowując, mój scenariusz na przyszły tydzień jest optymistyczny. Trochę odreagowania zmęczenia, trochę spekulacji pod obniżkę stóp, być może trochę pozytywnej na nią reakcji ? to wszystko daje nam szansę na wzrost. Jak duży ? nie przesadzałbym z optymizmem, pewnie w granicach 5?10% i na razie wystarczy, potem pewnie korekta i dużo mielenia zanim się wyraźnie poprawi.

Marcin SadlejCDM Pekao S.A.