Dyskusja nad rozprzestrzenianiem się i objawami kryzysu na rynkach finansowych trwa już od dość dawna. Dosyć łatwo tu o konsensus, że aktualne perturbacje są wyraźnie inne od notowanych niegdyś, kiedy to wszelkie zagrożenia udawało się zidentyfikować, szybko określić potencjalne straty i podjąć stosowne kroki zabezpieczające. Trudno natomiast odgadnąć, jakim kanałem problemy rynków finansowych mogą przenosić się na świat tzw. gospodarki realnej. Brak owego łącznika i rozdzielność dwóch światów przypominają nieco dawne żarty Rosjan dotyczące definicji słowa "pieriestrojka". Przyrównywano ją do lasu, gdzie na górze nieźle szumi, natomiast na dole panuje błoga i niezmienna cisza przerywana jedynie rzadkimi przypadkami upadku dużej szychy...
Problemy przenosić się będą przez tzw. kanał płynnościowy. Nie ulega wątpliwości, że płynność w obecnym czasie nie jest już na rynku finansowym tak oczywista, jak choćby jeszcze rok temu. W dodatku za płynność płaci się dużo więcej - głównie ze względu na wzrost marż podnoszonych w sytuacji wzrostu poziomu ryzyka.
W konsekwencji odbiorcy towarów czy usług nie mogą już liczyć, że zawsze będą mogli posiłkować się szybką pożyczką, gdyby zabrakło im środków własnych na uregulowanie kolejno zapadających należności. W efekcie istotnie może wzrosnąć udział faktur regulowanych wyraźnie po terminie płatności. Wzrasta też prawdopodobieństwo spiętrzenia owych problemów do poziomu bankructwa firmy włącznie. Nie jest tajemnicą, że w ostatnich latach sporo firm - mimo poważnych problemów - mogło przedłużać okres działalności, bo zawsze znajdował się oferent gotów dostarczyć dodatkowe środki w postaci kredytów. Teraz podobnych ofert będzie zdecydowanie mniej, a przypadków zakończenia działalności firm więcej.
Prawdopodobnie problemy z pozyskiwaniem środków spowodują, że odbiorcy towarów i usług będą żądali znaczącego przedłużenia terminów zapłaty. W części branż natomiast, gdzie typowe do tej pory było płacenie w terminie dostawy - coraz częściej pojawiać się będzie zapytanie o kredyt kupiecki.
Wydłużenie terminów zapłaty będzie dla dostawców towarów i usług szczególnie trudne. Wszak w sytuacji spadku dostępności środków na rynku (i jednocześnie wzrostu ich ceny) będą musieli zdobyć ich więcej, by móc w szerszej skali kredytować swoich odbiorców.