Perspektywy sytuacji na polskim rynku akcji są obecnie wyjątkowo niejednoznaczne. Z jednej strony dostrzec można coraz silniejsze objawy aktywności strony popytowej na giełdach dojrzałych. W rezultacie zewnętrzne czynniki nam coraz bardziej sprzyjają. Pojawiają się pewne sygnały poprawy sytuacji gospodarczej w USA, o czym świadczy choćby ukształtowanie się amerykańskiego tempa wzrostu PKB w I kwartale 2008 r. na nieco wyższym poziomie od oczekiwanego.
Ponadto sposób reakcji inwestorów na napływające wiadomości (ignorowanie słabych danych) jest na Wall Street typowy dla trendu wzrostowego. Bardzo charakterystyczne było tutaj zachowanie S&P 500 po zaprezentowaniu w czwartek danych o produkcji przemysłowej oraz stopniu wykorzystania mocy produkcyjnych, które były nieco gorsze od spodziewanych. Oto po początkowych spadkach wspomniany indeks w trakcie sesji wyraźnie zwyżkował.
Z drugiej strony trzeba też jednak zauważyć, że z sezonowego punktu widzenie znajdujemy się w okresie dość trudnym dla posiadaczy polskich akcji. Z danych obejmujących lata 1994-2007 wynika, że w okresie od końca kwietnia do końca października każdego roku indeks WIG przeciętnie zniżkował o 3,2 proc. Groźba jest tym bardziej realna, że wciąż dostrzec można odpływ oszczędności z funduszy inwestycyjnych.
Przykładowo z danych publikowanych przez "Monitor Bankowy" wynika, że od grudnia 2007 r. do kwietnia 2008 r. odsetek bankowców, którzy obserwowali spadek popytu na jednostki uczestnictwa funduszy inwestycyjnych, był zawsze wyższy od odsetka tych, którzy dostrzegali wzrost popytu na nie.
Proces wyhamowania napływu środków do TFI trwa już tak długo, że trudno będzie go szybko zakończyć bez wyraźnej poprawy sytuacji na warszawskiej giełdzie. Do poprawy tej dojść może jednak raczej tylko w przypadku napływu kapitału zagranicznego. Z technicznego punktu widzenia kluczowe znaczenie miałoby, moim zdaniem, pokonanie przez indeks WIG20 poziomu 3127 punktów. Wówczas dopiero doszłoby do wygenerowania silnego sygnału kupna.