O tym, jaka jest struktura zmian dochodów i wydatków amerykańskiego społeczeństwa, mogliśmy się przekonać już przed piątkowymi notowaniami na Wall Street. Konsumpcja, która jest kluczowa dla wzrostu PKB USA, jest pod szczególną obserwacją Fedu i prezydenta. Ankietowani analitycy wskazywali na wzrost w kwietniu o 0,2 proc. zarówno dochodów, jak i wydatków konsumentów, co okazało się zgodne z rzeczywistym odczytem. Nie zaskoczył również wzrost o 0,1 proc. bazowego wskaźnika wydatków osobistych PCE core. Kontrakty terminowe na główne amerykańskie indeksy zareagowały umiarkowaną zwyżką na te informacje, ale wkrótce wyceny zeszły do poprzednich poziomów. Serię piątkowych publikacji zakończył indeks nastroju Uniwersytetu Michigan, w przypadku którego prognoza mówiła o wzroście o pół punktu ponad ostatni pułap 59,5 punktów. Tymczasem ostateczny odczyt nastroju konsumentów wyniósł 59,8 punktów.
Tymczasem cały tydzień na Wall Street minął w rytm wahań ceny ropy naftowej. Można nawet wysnuć wniosek, że amerykański parkiet jest bardziej uzależniony od notowań czarnego złota niż od publikacji makroekonomicznych. Indeksy rosły wtedy, kiedy kurs surowca notował korektę. Równolegle w okresach zniżki ceny ropy taniały również spółki paliwowe, np. Exxon Mobil.
W kwestii sytuacji technicznej Dow Jonesa - brak poniedziałkowej sesji wprowadził chwilę odpoczynku po wcześniejszym tygodniu dominacji niedźwiedzia. Równolegle indeks sięgnął linii trendu spadkowego, biegnącej po kolejnych szczytach z października i grudnia 2007 roku. Oczywiście wraz z kwietniowym wybiciem Dow
Jones powyżej tej linii, stała się
ona lokalnym wsparciem. Kolejno indeks próbował sięgnąć wsparcia położonego na pułapie 12750 punktów. Do tegorocznego