W przeciwieństwie do powszechnych obaw wybory do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się za kilka tygodni, obciążone są niskim ryzykiem, przede wszystkim z dwóch powodów: pomimo skoku poparcia dla antyestablishmentowych ugrupowań, nie uzyskają one raczej większości w europarlamencie, a bez względu na wynik funkcjonowanie instytucji unijnych ma nadal zasadniczo charakter międzyrządowy, mimo że rola Parlamentu Europejskiego w ostatnich latach uległa umocnieniu.
Przewidujemy, że wybory do europarlamentu spowodują jeszcze większy podział w Europie i potwierdzą, że mariaż francusko-niemiecki, który przez lata był motorem integracji europejskiej, jest już kwestią przeszłości.
Decydujący głos mogą mieć eurosceptycy
Kilka miesięcy temu inwestorzy obawiali się, że ewentualna większość ugrupowań populistycznych w Parlamencie Europejskim może doprowadzić do blokady instytucjonalnej UE. Obawy te były przesadne. Według ostatnich sondaży partie eurosceptyczne mogą być głównym wygranym w nadchodzących wyborach, uzyskując nawet do 153 miejsc, podczas gdy tradycyjne ugrupowania najprawdopodobniej poniosą porażkę. Europejska Partia Ludowa powinna zdobyć zaledwie 219 mandatów, natomiast Socjaldemokraci mogą stracić nawet jedną trzecią miejsc w europarlamencie, uzyskując jedynie 135 mandatów. Jednak do zdobycia większości w europarlamencie przez ugrupowania eurosceptyczne jest nadal daleko, a ich wpływ na proces legislacyjny w znacznej mierze zależeć będzie od zdolności koalicjantów – od Ligi Salviniego po polskie Prawo i Sprawiedliwość – do współpracy i forsowania wspólnych kierunków polityki i celów. Według najnowszych sondaży koalicją eurosceptyków może przewodzić Liga Salviniego, ponieważ przewiduje się, że będzie ona stanowić drugie co wielkości ugrupowanie w Parlamencie Europejskim po niemieckiej partii centroprawicowej CDU. Mimo iż eurosceptyczne partie wydają się łączyć siły w ramach szerokiej koalicji, nadal nie jest pewne, czy będą gotowe do popierania poglądów politycznych Salviniego w odniesieniu do większości kwestii.
Naszym zdaniem wybory nie doprowadzą do powstania silnej i zjednoczonej koalicji eurosceptyków, a raczej do większego podziału w Parlamencie Europejskim. Od lat na decyzje podejmowane w europarlamencie największy wpływ miały długie negocjacje pomiędzy Europejską Partią Ludową a Sojuszem Socjalistów i Demokratów. Po porażce socjaldemokratów chadecy zmuszeni będą prowadzić indywidualne negocjacje z większą liczbą ugrupowań, w tym również z eurosceptykami. Jeżeli koalicja partii eurosceptycznych zdoła podtrzymać wspólne stanowisko przynajmniej w niektórych kwestiach, może stać się nowym głównym decydentem jako drugie co do wielkości ugrupowanie w europarlamencie. W ten sposób udałoby się jej znacznie spowolnić i tak już czasochłonny unijny proces legislacyjny. Takie zagadnienia, jak harmonizacja reżimów podatkowych na poziomie europejskim, w szczególności dla przedsiębiorstw, nowelizacja staroświeckiej unijnej polityki konkurencji czy opracowanie unijnej strategii wobec chińskiego Nowego Jedwabnego Szlaku najprawdopodobniej będą musiały zaczekać.
Mariaż Niemiec i Francji należy już do przeszłości
Wybory do Parlamentu Europejskiego staną się również symbolem końca mariażu Francji i Niemiec. Początkowy zwolennik ponadnarodowej współpracy obu państw, prezydent Francji Emmanuel Macron zrozumiał niedawno, że ma problemy z dojściem do kompromisu z Berlinem, umożliwiającego dalszy rozwój polityki UE. Wysłani przez niego na wszystkie krańce Europy emisariusze, których celem było utworzenie nowej proeuropejskiej koalicji, w Niemczech spotkali się z dość chłodnym przyjęciem. Macron uświadomił sobie, że CDU i socjaldemokraci pod pretekstem ochrony interesów europejskich stoją na straży przede wszystkim interesów Niemiec. Przez półtora roku niemiecki partner uprzejmie, ale regularnie odmawiał poparcia dla niemal wszystkich pomysłów Macrona (utworzenia odrębnego budżetu dla strefy euro, odrębnego parlamentu dla strefy euro, opodatkowania największych zagranicznych spółek technologicznych itp.).