Kto wygra wybory prezydenckie w Polsce?
Dzisiaj nie mamy dobrej odpowiedzi na to pytanie. Możemy powiedzieć o tym, kto wygrałby te wybory, gdyby się odbywały teraz.
I wtedy?
Dzisiaj zdecydowanym faworytem jest Rafał Trzaskowski. To dlatego, że ma największe poparcie i w sondażach dotyczących drugiej tury najczęściej jest wymieniany jako ta osoba, która zebrałaby najwięcej głosów. Ale pamiętajmy, że fundamenty dla tego, w jaki sposób będzie kształtował się ten wyścig, wcale nie są takie korzystne. Dużym ryzykiem jest bowiem gospodarka i to, co będzie się w niej działo. Szczególnie dla kandydata, który reprezentuje obóz rządzący.
Czyli im gorzej będzie w gospodarce przez najbliższe miesiące, im większe będą w niej perturbacje, tym gorzej dla Rafała Trzaskowskiego.
Spośród szeregu wskaźników ekonomicznych jest jeden, który opisuje, jak czuje się społeczeństwo – czy jesteśmy bogatsi, czy dobrze oceniamy gospodarkę, czy też źle. Mam na myśli sprzedaż detaliczną. To, czy konsumujemy więcej czy mniej, jest wyznacznikiem tego, gdzie na tej skali dobrobytu jesteśmy. I odległość tej konsumpcji od oczekiwań, czyli od takiego trendu wieloletniego, który można sobie narysować do wybuchu pandemii, czyli do 2020 roku, pokazuje, ile rząd ma jeszcze do nadrobienia.
Poprzednia władza pompowała konsumpcję Polaków poprzez transfery socjalne.
Ale one nie zniknęły.
I kluczem do wygranej Rafała Trzaskowskiego mogą być nowe pomysły na rozdawanie pieniędzy?
Transfery socjalne dzisiaj nie rządzą wyobraźnią. To już jest zgrana karta. Dzisiaj oczekiwania są bardziej liberalne, to znaczy zindywidualizowane, a nie kolektywne.
Co to znaczy?
To znaczy, że my byśmy dzisiaj chcieli sami osiągnąć ten sukces. Patrzymy na takie obszary jak innowacje, patrzymy na rozwój AI jako na szansę na to, żebyśmy wszyscy się wzbogacili i nie chcemy, żeby ktoś nam dał. My chcemy móc godnie zarobić.
Godnie, czyli ile?
Teoretycznie płace rosną i to szybciej niż ceny. Ale w rzeczywistości, biorąc pod uwagę skumulowaną inflację w ostatnich latach, drepczemy w miejscu. Doszliśmy do miejsca, z którego wyszliśmy, zanim się wydarzyła pandemia i nim wybuchła wojna w Ukrainie. Tylko że taki obraz to tylko pół prawdy.
A cała prawda?
Może i skumulowana inflacja wyniosła 41 proc., ale ceny żywności wzrosły o 44 proc., a pozostałe koszty życia – energia, czynsz i wszystkie inne wydatki związane z mieszkaniem o 67 proc. Czyli jednak nie jesteśmy w tym miejscu, z którego wyszliśmy.
Czy na kilka miesięcy przed wyborami należy przejmować się sondażami pojawiającymi się kilka razy w tygodniu?
Jeśli się przyjrzymy sondażom sprzed pięciu i dziesięciu lat, to pokazywały one trochę inną rzeczywistość niż ta, która potem zmaterializowała się w dniu wyborów. To głównie dlatego, że sondaże pokazują nie przyszłość, tylko to, co już się wydarzyło. I o tym trzeba zawsze pamiętać. Patrząc na dynamikę procesu politycznego w wyborach prezydenckich, to najistotniejsze rzeczy zadzieją się w marcu i w kwietniu. Wtedy kandydaci dziś wydający się nie być pierwszoplanowymi zaczną się budować albo będą się rozpuszczać w magmie poparcia na poziomie 2–3 proc.
Kto się wobec tego zbuduje, a kto najbardziej rozpuści?
Powinniśmy patrzeć na dwa wyścigi, które są bardzo istotne. Z jednej strony jest to Karol Nawrocki versus Rafał Trzaskowski, a z drugiej strony to będzie batalia o to, kto będzie tym trzecim. Dzisiaj, gdybym miał przewidywać, od kogo to będzie zależało, to mówiłbym o Szymonie Hołowni, Krzysztofie Stanowskim i Sławomirze Mentzenie. Grzegorza Brauna w tym wszystkim nie umieszczam, choć w pewien sposób jest istotny, ale to nie on będzie się bił o miano tego trzeciego. A w tych wyborach ten trzeci ma realne szanse na to, żeby wejść do drugiej tury.
Krzysztof Stanowski to jest tylko happening czy aż polityczna ustawka?
Tego nie wiemy. Ale spróbujmy potraktować poważnie jego start i komunikację. To jest facet, który dzisiaj mówi, że prowadzi antykampanię. Ale to też jest sposób na kampanię wyborczą. Jego komunikacja na pewno będzie się odróżniała od tej prowadzonej przez pozostałych kandydatów, choćby dlatego, że będzie występował jako człowiek rozdający żółte kartki.
Drugi Stan Tymiński.
Stan Tymiński wszedł wtedy do drugiej tury. Ale proste porównania raczej nie znajdują takiego prostego przełożenia na rzeczywistość. Nie zmienia to faktu, że Stanowski lub Mentzen mogą znaleźć się w drugiej turze tegorocznych wyborów prezydenkich. Oto bowiem odpowiedzialność, którą Polacy złożyli na rękach koalicji 15 października, wydaje się dla obecnej władzy zbyt duża. Zdaje się ją przygniatać. Oczekiwania nie zostały zaspokojone, co widać w notowaniach rządu i poszczególnych partii politycznych.
Bo zmienili się wyborcy, którzy dziś – jak nigdy wcześniej – oczekują wszystkiego, wszędzie i naraz.
PiS ośmielił wyborców. Dzisiaj nasze oczekiwania wygłaszamy bardziej, wyraźniej, odważniej. I wiemy, czego chcemy. Jeżeli ktoś nam czegoś nie zapewnia, to po prostu zmieniamy sklep. To, w jaki sposób konsumujemy, ma wpływ na politykę. Gdy mamy jakąś potrzebę lub zachciankę, to robimy zakupy w internecie, a paczka przychodzi w ciągu 24–48 godzin. Gdy ulubiony sklep lub sprzedawca nie wywiąże się z tego, to już nigdy więcej do niego nie wrócimy.
Ostatnie wybory – parlamentarne – wygrały kobiety. A teraz?
Nie kobiety wygrały wybory i wybrały obecną władzę, tylko wyborcy w wieku od 18 do 29 lat, mężczyźni i kobiety. Młodzi ludzie dopisali frekwencyjnie tak, jak w żadnych wcześniej wyborach, a tych powyżej 60. roku życia było trochę mniej niż zwykle.
A jak będzie teraz, która grupa wyborców zdecyduje o nowym prezydencie?
Jeżeli młodzi nie dopiszą, to możemy obserwować problemy po stronie kandydatów koalicji 15 października. Ale też ponowne się ich pojawienie nie będzie oznaczało automatycznego zysku dla tego środowiska politycznego, bo oni mogą zostać przyciągnięci przez takich kandydatów jak Sławomir Mentzen albo Krzysztof Stanowski.
Druga tura, w jakim składzie?
To jest wielkie pytanie tej kampanii. Dzisiaj wydaje się, że ten skład jest w miarę ustalony i to będzie Karol Nawrocki kontra Rafał Trzaskowski, co dzisiaj zakończyłoby się wygraną Rafała Trzaskowskiego. Natomiast jeżeli popatrzymy na notowania Karola Nawrockiego, to wydaje się, że ten próg wejścia do drugiej tury wcale nie jest zawieszony wysoko. Mając dziś poparcie na poziomie kilkunastu procent, można na poważnie myśleć o nadrobieniu dystansu. Wystarczy przypomnieć Pawła Kukiza, który startował z kampanią z poziomu 2–3 proc., a ostatecznie przyciągnął ponad 20 proc. wyborców.
Szanse Szymona Hołowni? Bo rzadko pojawia się w tych rozważaniach.
Wydaje się, że czas jego świeżości jest już poza nim.
Druga połowa roku w polityce będzie zdeterminowana przez wynik wyborów prezydenckich. Załóżmy w pierwszym scenariuszu, że wygrywa Rafał Trzaskowski, a koalicja 15 października tym samym ma pełnię władzy. I co wtedy?
Wzrosną oczekiwania społeczne wobec władzy. O ile dzisiaj wyborcy są jeszcze w stanie sobie wytłumaczyć, że nie wszystko rządowi się udaje, bo blokuje to prezydent Duda, niezależnie od tego, jak jest naprawdę, o tyle w momencie, gdy wybory wygra Rafał Trzaskowski, wszyscy wyborcy obozu rządzącego będą chcieli wszystko, wszędzie i naraz.
Bo nie będzie już wytłumaczeń?
Tak. I to będzie bardzo niebezpieczna sytuacja z punktu widzenia obozu rządzącego przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi. Jeżeli jakakolwiek obietnica nie zostanie dowieziona, w sytuacji gdy będzie się posiadało wszystkie karty w ręku, to będzie bardzo trudno wygrać kolejne wybory. Nie będzie na kogo zwalić.
Drugi scenariusz, wygrywa jeden z pretendentów – Nawrocki, Mentzen, Stanowski.
Wtedy mamy dekompozycję w polskiej polityce. Z jednej strony koalicja 15 października będzie miała kogoś, na kogo będzie w stanie zwalić winy, ale z drugiej strony ten główny powód, dla którego została wybrana, nie będzie osiągnięty. Wyborcy pomyślą, że nie dali rady, że nie potrafią i że lepiej, aby się dogadali z nowym prezydentem, aby załatwić to, co obiecali w 2023 r. Skala oczekiwań wyborców będzie duża, podobnie jak presja na ich spełnienie. Przegrana w wyborach prezydenckich będzie bardzo kosztowna dla partii tworzących dziś koalicję rządzącą.
I otworzy to drogę do przyspieszonych wyborów parlamentarnych?
Jeżeli popatrzymy na polski parlament dziś, nie trzeba wyborów, aby stworzyć rząd innej większości. Wystarczy zaprosić PSL albo jakąś grupę posłów do wsparcia rządu tworzonego przez Konfederację i PiS.
Każda kampania ma jakieś swoje hasło przewodnie, coś, co poniosło ku wygranej. Było straszenie uchodźcami, były transfery socjalne. A co teraz będzie?
Bezpieczeństwo, ale też w rozumieniu ekonomicznym. Wyborcom chodzi o to, żeby żyło się im lepiej i żeby mieli państwo, w którym im się tak dobrze żyje.
Make Poland great again.
Dokładnie tak.