Sprzedaż detaliczna wzrosła w październiku realnie (czyli w cenach stałych) o zaledwie 0,7 proc. rok do roku, po zwyżce o ponad 4 proc. w poprzednich dwóch miesiącach – podał w środę GUS. To najsłabszy wynik od lutego 2021 r., gdy handel paraliżowały jeszcze antyepidemiczne restrykcje. Najwięksi pesymiści spośród ekonomistów ankietowanych przez „Parkiet” nie liczyli się z tak ostrym wyhamowaniem wzrostu sprzedaży. Przeciętnie spodziewali się wyniku na poziomie 3,2 proc.
Szacunki ekonomistów uwzględniały to, że dynamikę sprzedaży w ujęciu rok do roku wspiera od lutego znaczący wzrost populacji Polski związany z napływem uchodźców z Ukrainy. W poprzednich dwóch miesiącach sprzedaż – po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych – solidnie rosła jednak także w ujęciu miesiąc do miesiąca, czego nie dało się wyjaśnić zmianami populacji. W październiku jednak tak liczona sprzedaż tąpnęła o 1,3 proc., najbardziej od czerwca. – W pierwszej połowie roku konsumpcja była finansowana przez zmniejszenie stopy oszczędności, ale ta spadła już prawie do zera i nie ma już miejsca na dalszy ruch w dół – zauważyli ekonomiści z Santander Bank Polska.
Strach zamyka portfele
Do zakupów Polaków zniechęca najwyższa od ponad ćwierćwiecza inflacja. Z jednej strony eroduje ona siłę nabywczą dochodów, z drugiej zaś wpływa negatywnie na nastroje gospodarstw domowych i ich skłonność do konsumpcji. W październiku przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło o 13 proc. rok do roku, co oznacza, że w ujęciu realnym zmalało o niemal 5 proc., najbardziej od co najmniej 1997 r. Fundusz płac – miara wynagrodzeń ogółu pracujących w sektorze przedsiębiorstw – zmalał w mniejszym stopniu, o 2 proc. rok do roku. Pomijając kilka miesięcy pandemicznego 2020 r., to najgorszy wynik od 2010 r. A pewność zatrudnienia wśród konsumentów w ostatnich miesiącach malała, co tłumi skłonność do konsumpcji niezależnie od tego, jak faktycznie zmienia się sytuacja na rynku pracy.