To wynik ankietowych badań, które na początku drugiej połowy kwietnia przeprowadziła na zlecenie mBanku agencja Maison&Partners. Spośród blisko 1100 respondentów, 36 proc. stanowiły osoby niepracujące. Spośród nich aż 16 proc. (czyli blisko 6 proc. ogółu) pracowało przed wybuchem epidemii koronawirusa.
Ekonomiści z mBanku szacują, że gdyby odnieść te wyniki do całej populacji kraju, oznaczałyby, że pracę straciło około 900 tys. osób. „To szacunek na pierwszy rzut oka wysoki, ale raczej mieści się w zakładce scenariuszy prawdopodobnych" – komentują Marcin Mazurek i Maciej Zdrolik.
Taka skala zwolnień kłóci się jednak z oficjalnymi danymi, wedle których w marcu stopa bezrobocia rejestrowanego spadła do 5,4 proc., z 5,5 proc. w poprzednich miesiącach. Liczba bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy wynosiła 909 tys. Ekonomiści z mBanku tłumaczą, że w praktyce osób bezrobotnych było już zapewne dużo więcej, ale nie zdążyły (lub nie chciały) się zarejestrować. „Oczekujemy, że dokonane do tej pory zwolnienia będą ujawniały się na rynku pracy stopniowo i stopa bezrobocia wzrośnie do około 10 proc." – napisali we wtorkowej analizie.
Obawy przed utratą pracy są dużo powszechniejsze niż same zwolnienia. W badaniu mBanku 15 proc. respondentów spodziewa się, że zasili szeregi bezrobotnych. Wśród osób młodych, w wieku od 18 do 26 lat, ten odsetek wyniósł aż 26 proc. To nie dziwi, biorąc pod uwagę to, że w tej grupie dużo bardziej rozpowszechnione niż wśród starszych pracowników są umowy cywilnoprawne, które pracodawcom najłatwiej rozwiązać. „Po drugie jest to grupa wchodząca na rynek pracy, wykonująca często proste zadania, a cięcie tych etatów może być dla firm stosunkowo mało bolesne. Do tego dochodzi jeszcze sama struktura umów o pracę, gdzie okres wypowiedzenia determinowany jest długością trwania umowy, co pozwala relatywnie łatwiej zwolnić osoby o najkrótszym stażu pracy" – tłumaczą analitycy mBanku.