Uczestnicy rynku finansowego zakładają, że RPP, która we wtorek podwyższyła główną stopę procentową NBP z 1,75 do 2,25 proc., w perspektywie kilku miesięcy podniesie ją do 4 proc. We wtorkowym komunikacie rada podkreśla, że jej kolejne decyzje będą nakierowane na obniżenie inflacji do poziomu zgodnego z celem inflacyjnym w średnim okresie, ale jednocześnie mają wspierać wzrost gospodarczy. To sugeruje, że RPP nie będzie postępowała tak zdecydowanie, jak oczekuje rynek, bo nie chce schłodzić gospodarki. Czy to jest dobra interpretacja?
Nie jestem pewien. Sugestie, że RPP będzie tak postępowała, żeby gospodarki nie schłodzić, już się pojawiały. Były też wyraźnie formułowane na konferencjach prasowych prezesa NBP Adama Glapińskiego. Ale to jest próba zjedzenia ciastka tak, żeby ono jednak zostało. Bo po co są te podwyżki stóp? Między innymi po to, żeby popyt nieco schłodzić, zahamować lekko wzrost gospodarczy, który jest nadmierny. To właśnie ten wzrost sprawia, że zewnętrzne w dużej mierze siły inflacyjne wzmacniają się wewnętrznie, że pojawia się ryzyko spirali płacowo-cenowej. Tymczasem RPP podnosi stopy, ale mówi, że nie chce wychłodzenia gospodarki. To jest sprzeczny przekaz, tym bardziej że nie działa jeden z szybszych kanałów oddziały- wania polityki pieniężnej na inflację, czyli kanał kursowy. Od października stopy pro- centowe wzrosły znacząco, a kurs złotego jest praktycznie tam gdzie był.
Dlaczego tak się dzieje?
Przyczyn jest kilka. Jedna z nich leży w samym banku centralnym i jego słynnej szarży sprzed roku (interwencja z grudnia ub.r. osłabiająca złotego – red.). Wśród uczestników rynku finansowego była taka obawa, że ta szarża może się powtórzyć pod koniec 2021 r. Chodziło o to, że NBP sprzyjał słabszej walucie. Przedstawiciele zarządu NBP wprost mówili, że słabsza wa- luta jest korzystna dla polskiej gospodarki, kibicujemy temu. Na to nałożyły się czynniki ryzyka związane z prowadzoną przez polski rząd polityką gospodarczą. Chodzi przede wszystkim o napięte stosunki z UE, które doprowadziły do utraty zaliczki na Krajowy Plan Odbudowy. W rezultacie środki na KPO, które miały wspierać gospodarkę w tym i w przyszłym roku, są pod znakiem zapytania. Nie mamy pewności, czy i kiedy one napłyną. To jest negatywne dla perspektyw wzrostu gospodarczego, ale też dla oceny sensowności polskiej polityki gospodarczej.