Licząc od początku roku, kurs akcji urósł już o 75 proc. Skąd te nagłe zainteresowanie walorami spółki, której nazwa jeszcze do niedawna była nieznana inwestorom?
Yolo to dawna firma Presco. Spółka zmieniła nie tylko nazwę, ale także profil działalności. Po tym, jak sprzedała Krukowi cały portfel wierzytelności za blisko 200 mln zł, z windykacji przerzuciła się na biznes pożyczkowy. Ten jest jeszcze jednak w powijakach, w związku z czym wzrost kursu Yolo nie jest raczej przejawem wiary inwestorów w powodzenie firmy w nowym obszarze działalności.
Gracze giełdowi pokochali Yolo przede wszystkim ze względu na dywidendę. Podczas lutowego walnego zgromadzenia akcjonariusze spółki zdecydowali, że na dywidendę przeznaczą 36,4 mln zł (pieniądze pochodzą z niepodzielonego zysku jeszcze za 2015 r. i rozwiązania kapitału rezerwowego), co daje 2,75 zł na jeden walor. Biorąc pod uwagę czwartkowy kurs zamknięcia akcji Yolo, stopa dywidendy wynosiła blisko 27 proc., co jest wynikiem rzadko spotykanym na rynku.
Na to, aby załapać się na dywidendę, jest już jednak za późno. Co prawda dzień ustalenia prawa do dywidendy wypada w poniedziałek, jednak biorąc uwagę dwudniowy cykl rozliczeniowy, aby dostać dywidendę, akcje Yolo trzeba było mieć na koniec czwartkowej sesji. Ale w piątek walory Yolo i tak zyskiwały ponad 16 proc.
Dzień wypłaty dywidendy ustalono na 2 marca.