Wydawać by się mogło, że armagedon, którego doświadczyły ostatnio rynki, skutecznie zniechęci inwestorów indywidualnych do giełdy. Nic bardziej mylnego. Efekt jest zupełnie odwrotny. Wielu inwestorów w ostatnim czasie zwiększyło swoją aktywność, a na rynku pojawiły się też zupełnie nowe osoby. Maklerzy mówią zresztą wprost: dawno już nie mieliśmy tyle pracy.
Łapanie okazji
Przez długi czas w środowisku inwestorów indywidualnych panował marazm. Dowodem są opublikowane ostatnio dane GPW na temat udziału tej grupy w obrotach na rynku akcji. W 2019 r. odpowiadała ona za 12 proc. handlu i tym samym wynik ten utrzymuje się na rekordowo niskim poziomie. Również maklerzy przez długi czas podkreślali, że ciężko jest przyciągnąć na rynek nowe osoby.
Sytuacja zaczęła się zmieniać pod koniec 2019 r. Wtedy to pojawiły się pierwsze sygnały mówiące o tym, że inwestorzy indywidualni nieco się uaktywnili. Trend ten był kontynuowany na początku 2020 r. Paradoksalnie nasilił się on w ostatnich tygodniach, kiedy to na rynku doszło do bardzo mocnych spadków. Dość powiedzieć, że WIG20 stracił w ciągu miesiąca około 25 proc. Okazuje się, że wielu inwestorów ruch ten potraktowało jako szansę, a nie zagrożenie.
– Spadki na naszej giełdzie nie odstraszają inwestorów tak jak w 2009 r. Jest dokładnie odwrotnie, wręcz zachęcają do aktywności mówi Paweł Kolek, dyrektor departamentu rynków wtórnych w DM BOŚ. Jak dodaje, potwierdzeniem tego jest wzrost liczby rachunków maklerskich. – Otwieramy kilka razy więcej rachunków niż średnio w 2019 r. Bardzo dużo nieaktywnych klientów odzyskuje swoje hasła dostępu do rachunku i wznawia zawieranie transakcji. Obsługa tych dwóch grup klientów zajmuje większość godzin pracy domów maklerskich – dodaje Kolek.
Podobne sygnały płyną zresztą ze strony innych brokerów.