Poważne problemy finansowe będące udziałem Zakładów Mięsnych Kania to przypadek dość skomplikowany. Można mówić o błędach w prowadzeniu biznesu, pułapkach wynikających z chęci szybkiego rozwoju firmy oraz karkołomnych próbach poradzenia sobie z kłopotami. Kania jest jednym z przykładów firmy, która od lat raportowała wzrost sprzedaży i zyski z działalności, a jednocześnie nie była w stanie osiągnąć dodatnich przepływów finansowych, czyli nadwyżki przychodów nad wydatkami. Taka sytuacja nie może trwać w nieskończoność i musi prowadzić do perturbacji. Jej wynikiem jest wzrost zadłużenia, utrata zdolności kontynuowania działalności i wreszcie szukanie ratunku w przyspieszonym postępowaniu układowym i planie działań restrukturyzacyjnych.
Na poziomie modelu biznesowego i zarządzania spółką popełnione zostały błędy. Nie powinno to jednak przesłaniać okoliczności, w jakich przychodzi działać dużej części polskich firm. Wiele z nich znajduje się pod presją dyktujących warunki odbiorców ich towarów i usług czy, mówiąc ogólniej, działa w warunkach silnej konkurencji. Oba te czynniki w znacznym stopniu negatywnie wpływają na poziom osiąganych marż. Jeśli do tego dochodzą niekorzystne warunki płatności, droga do kłopotów jest znacznie krótsza. W przypadku wystąpienia jakichkolwiek dodatkowych problemów, takich jak wzrost kosztów surowca, robocizny czy energii, mamy do czynienia z sytuacją, która może doprowadzić do poważnych kłopotów większość firm. Paradoksem jest fakt, że takie zdarzenia mają miejsce nawet w warunkach bardzo dobrej koniunktury gospodarczej i wysokiego wzrostu popytu konsumpcyjnego oraz przyspieszenia inwestycyjnego.
Wygląda na to, że w przypadku Kani zogniskowały się wszystkie niekorzystne czynniki, zarówno te indywidualne i specyficzne dla firmy i branży, w której działa, jak i te o szerszym, systemowym znaczeniu, mogące dotyczyć większego grona przedsiębiorców. Choć w tle kłopotów Kani jest agresywna polityka dużych sieci handlowych, które były znaczącymi odbiorcami jej wyrobów, to także branża handlowa nie jest wolna od zagrożeń, czego przykładem jest likwidacja delikatesów Piotr i Paweł. O tym, że problemy dosięgają także innych branż, świadczy trudna sytuacja firm budowlanych, które podobnie jak kilka lat temu cierpią z powodu silnego wzrostu kosztów powodującego spadek rentowności ich działania. To kolejny przykład tego, że nawet bardzo dobra koniunktura gospodarcza nie gwarantuje firmom powodzenia, co powinno skłaniać do stworzenia im bardziej sprzyjających warunków działania.
Z badania przeprowadzonego przez Krajowy Rejestr Długów i Konferencję Przedsiębiorstw Finansowych wynika, że aż 64 proc. małych przedsiębiorców cierpi z powodu przeterminowanych należności. Niewiele lepsza jest sytuacja średnich firm, także tych, które współpracują z korporacjami, w szczególności dużymi sieciami handlowymi oraz podmiotami będącymi w stanie ze względu na swoją pozycję na rynku dyktować warunki płatności oraz wymagania cenowe. Dominujący kontrahenci często ograniczają możliwości obrony mniejszym podmiotom, stosując korzystne dla siebie zastrzeżenia w umowach o współpracy, na przykład dotyczące zakazu cesji wierzytelności. Problem zatorów płatniczych został dostrzeżony przez rząd, czego dowodem jest przyjęcie przez Radę Ministrów projektu ustawy mającej na celu przeciwdziałanie narastaniu zatorów płatniczych. Kolejne paradoksy występujące w warunkach doskonałej koniunktury w polskiej gospodarce, nie po raz pierwszy zresztą, to spadek zyskowności firm oraz zwiększająca się liczba upadłości. Choć w 2018 r. dynamika PKB osiągnęła poziom 5,1 proc., a więc najwyższy od 2007 r., a dobra koniunktura utrzymuje się od czterech lat, to w tym samym roku firmy zanotowały sięgający 7,3 proc. wzrost przychodów ze sprzedaży, ale jednocześnie ich wynik finansowy netto ogółem obniżył się aż o 10,8 proc. Zmniejszył się odsetek firm osiągających zysk netto, zaś łączna wartość strat przedsiębiorstw znajdujących się pod kreską zwiększyła się o jedną trzecią. Powodem takiej sytuacji był wzrost kosztów działalności, sięgający 7,5 proc., przy sięgającej jedynie 6,7 proc. dynamice wzrostu przychodów z całokształtu działalności. Trudno się dziwić, że w takich warunkach zwiększa się liczba upadłości. Z danych Euler Hermes wynika, że w pierwszym kwartale obecnego roku, przy wciąż bardzo dobrej koniunkturze w gospodarce, liczba niewypłacalności firm wzrosła w porównaniu z ubiegłym rokiem o 10 proc. Co więcej, taka tendencja utrzymuje się od czterech lat, a jej obecna skala jest najwyższa od dekady, czyli od największego nasilenia negatywnych zjawisk wynikających z globalnego kryzysu finansowego z lat 2007–2009. To zjawisko pokazuje, że zbyt dynamiczny wzrost gospodarczy wiąże się także z licznymi zagrożeniami, wynikającymi głównie z szybko rosnących kosztów działania firm i niedostatecznego ich przygotowania do realizacji zwiększonych zamówień.