Łez wylanych nad polskim rynkiem kapitałowym było wiele. Że marazm, że nic się nie zmienia. A może PPK pomogą? Może agent emisji ? Nie. Cytując Antoine'a de Saint-Exupéry: „Nigdy nie trać cierpliwości – to jest ostatni klucz, który otwiera drzwi".
Pandemia przyniosła nam wiele smutków, zmartwień i sprawiła, że zmieniliśmy nasze podejście do spraw codziennych. Bardziej cenimy zieleń i lasy, częściej szukamy oderwania od betonu stolicy i tęsknimy za bliskimi. I zauważyliśmy rynek kapitałowy – inny niż inwestowanie w lokaty bankowe.
Przede wszystkim giełda. Jestem prawnikiem i ruch w branży jest spory. Na rynek od marca weszła cała rzesza inwestorów, która zarobiła na odbiciu (V czy U – nieważne). W kolejnych miesiącach kilkadziesiąt tysięcy nowych osób, które radzą sobie różnie. Mówiąc językiem potocznym, tzw. ulica odpowiada dzisiaj za nawet ponad 20 proc. obrotów na giełdzie (GPW i NC) i istotnie wpływa na wycenę zwłaszcza mało płynnych spółek. A te rosną jak na drożdżach, niejednokrotnie równie mocno się korygując. Decydują emocje, nazwisko, branża i czasem pęd. I może niech tak zostanie, niech emocja decyduje, niech wyznacza trendy i sprawia, że mali inwestorzy się wzbogacą. Potem naturalnie następuje korekta i pytanie – sprzedaję czy zostaję? Ryzyko jest skorelizowane z szansą uzyskania zysku, co z pewnością spowoduje, że wielu z nowych inwestorów pozostanie na rynku. Ale czy nie tego oczekiwaliśmy? Narzekając na marazm, nie chcieliśmy przecież, aby inwestowali jedynie zarządzający, jedynie uporządkowani i wykształceni ekonomicznie.
To wielka sprawa, wielka wartość, jaką powinniśmy pielęgnować – mamy wreszcie dziesiątki tysięcy inwestorów, którzy są zaangażowani, i domy maklerskie powinny zrobić wszystko, aby utrzymać tę dynamikę. Odejście i rozczarowanie być może istotnie zwróci nas w stronę marazmu. Przy tak wielkiej aktywności rynku na domach maklerskich ciąży jednak obowiązek (nawet nie prawny, ale moralny) zapewnienia szkoleń, informacji o szczególnych ryzykach i możliwości poniesienia strat przy spekulacyjnym charakterze inwestycji. To jest pewna odpowiedzialność, której ustawodawca nie może nałożyć.
Nie stracili cierpliwości też zarządzający funduszami. Ostatnie dane pokazują powrót napływów do funduszy, co jest zapewne związane z niskim oprocentowaniem lokat i dodatkowymi płatnościami za prowadzenie rachunków bankowych. Sytuacji nie ułatwia wysoka inflacja i coraz większa świadomość ekonomiczna społeczeństwa – nie warto trzymać pieniędzy w skarpecie. Zarządzający mają zresztą ogromną niszę do zagospodarowania. Surowce co do zasady rosną, małe i średnie spółki znalazły swoje czasy, a duże indeksy biją rekordy. Oczywiście w tle panoszy się niepewność i pandemia, drugi lockdown jest raczej niemożliwy, a obostrzenia są... szansą dla wielu branż.