Ernest Pytlarczyk, Bank Pekao: To będzie rok powrotu do równowagi

Najostrzejsza faza spowolnienia jest wciąż przed nami, ale wiosną 2023 r. pojawią się już pierwiosnki ożywienia – ocenia Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista Banku Pekao.

Publikacja: 29.12.2022 18:41

Gościem Grzegorza Siemionczyka w czwartkowym programie „Prosto z Parkietu” był Ernest Pytlarczyk, gł

Gościem Grzegorza Siemionczyka w czwartkowym programie „Prosto z Parkietu” był Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista Banku Pekao. Fot. mat. prasowe

Foto: Parkiet TV

Jaki będzie 2023 r. w polskiej gospodarce?

Myślę, że to będzie rok powrotu do równowagi. Już rok temu w naszym scenariuszu makroekonomicznym pisaliśmy, że w 2022 r. będziemy płacili rachunki za żywiołowe odbicie aktywności po pandemii, a 2023 r. miał być rokiem powrotu do równowagi. Wydaje mi się, że tamte ramy są wciąż właściwe. Przez powrót do równowagi rozumiem pewne ochłodzenie gospodarki, które będzie trwało do II kwartału 2023 r. Teraz widzimy głębokie pokłady pesymizmu, związane z tym, że maleją realne dochody z pracy. Ale spodziewam się, że po zimie realne płace przestaną spadać, a rynek pracy ciągle będzie mocny. To zapoczątkuje ożywienie. Zakładam, że wiele z widocznych dzisiaj obaw ostatecznie się nie zmaterializuje. To dotyczy na przykład racjonowania gazu.

Gdyby wziąć pod uwagę tylko oczekiwaną dynamikę PKB, 2023 r. będzie należał do najsłabszych lat od 1995 r. Przeciętne prognozy sugerują wzrost realnego PKB o zaledwie 0,5 proc., po około 4,7 proc. w 2022 r. Rzeczywiście gospodarka tak mocno osłabnie?

Tak niski wynik średnioroczny będzie przede wszystkim skutkiem spadku PKB w I kwartale. Druga połowa roku prawdopodobnie przyniesie ożywienie. Spodziewam się, że od wiosny zacznie się poprawa nastrojów konsumentów i firm, a w ślad za tym pójdą twarde dane.

Najgorszą fazą spowolnienia będzie właśnie przełom lat? Gorzej niż teraz już nie będzie?

Wchodzimy w ten najgorszy okres. Dno jest moim zdaniem wciąż przed nami, wiele złego może się jeszcze wydarzyć. Przemysł zaczął hamować dopiero niedawno, konsumpcja też wciąż traci dynamikę. Ale wśród ekonomistów dominują scenariusze, wedle których lądowanie będzie miękkie choćby dlatego, że nie dojdzie do racjonowania gazu.

W waszym scenariuszu rzuca się w oczy zniżka konsumpcji w 2023 r. o 1 proc. To jedna z bardziej pesymistycznych prognoz. Spadku realnej konsumpcji nie doświadczyliśmy w Polsce co najmniej od połowy lat 90. Dlaczego tym razem, i to w roku wyborczym, miałoby być inaczej?

Ten proces już się zaczął. Realne płace maleją i jeszcze przez jakiś czas będą malały. A do tego konsumenci są pełni obaw, chcą budować oszczędności przezornościowe. Ale od wiosny to się zacznie odwracać. W nowy rok wchodzimy z olbrzymią niepewnością. Zastanawiamy się, kiedy wypadnie dołek spowolnienia. Gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa nie wiedzą, jak się zmienią ich rachunki za gaz, prąd itp. Wiemy, że na giełdzie ceny gazu są najniższe od inwazji Rosji na Ukrainę, ale wiele firm dopiero z początkiem 2023 r. będzie miało nowe kontrakty. W takim otoczeniu ciężko być optymistą.

Jak w 2023 r. będzie się zachowywała inflacja?

Od szczytu w lutym będzie opadała i to dość wyraźnie. Co miesiąc będzie o 1 pkt proc. niższa. Tu potrzebne jest zastrzeżenie. W 2022 r. oczekiwaliśmy podobnej trajektorii inflacji. Zakładaliśmy, że ona wzrośnie na początku roku, a potem miała opadać. Po inwazji Rosji na Ukrainę te przewidywania trzeba było skreślić. Dlatego teraz już bym się nie zakładał o to, że po lutym będzie szybki spadek inflacji. Ale na to się zanosi. Pytanie jest raczej o to, do jakiego poziomu inflacja zmaleje.

A z tym wiąże się drugie pytanie: czy spadek inflacji będzie podyktowany czymś więcej niż wysoką bazą odniesienia? Inaczej: czy widać w gospodarce osłabienie fundamentalnej presji na wzrost cen?

Moim zdaniem tak. Widać to choćby w oczekiwaniach przedsiębiorstw. Ewidentnie maleje ich zdolność cenotwórcza. Poza tym widzimy spadki cen surowców, a duża część podwyżek cen wynikała ze wzrostu kosztów produkcji. Rynek pracy i nastroje konsumentów pozwalały na przerzucenie tych wyższych kosztów na odbiorców. Ale to się zmienia. Pytanie, czy czeka nas nowa normalność z inflacją w okolicy 4 proc., czy to będzie całkowity zanik inflacji, jak przed pandemią. Rozstrzał prognoz na IV kwartał 2023 r. wynosi od 6 do 10 proc., nasze prognozy są gdzieś pośrodku. Mam jednak świadomość czynników, które mogą spowodować, że dezinflacja będzie głębsza. Widzimy na przykład spadek części miar podaży pieniądza. To zwiastuje znaczny spadek presji inflacyjnej w dłuższym terminie. Dostrzegają to inwestorzy. Wiedzą, że polityka pieniężna w Polsce działa i inflacja jest pod kontrolą. Stąd zresztą inwestorzy wyceniają obniżki stóp procentowych.

Obniżki są też w waszym scenariuszu. Jak można oczekiwać obniżki stóp procentowych w warunkach inflacji bliskiej 10 proc.?

Przy takiej inflacji obniżek nie będzie. My uważamy, że obniżki będą możliwe, gdy inflacja znajdzie się na poziomie zbliżonym do stopy NBP. Ciągle poruszamy się w takim paradygmacie, że stopa realna liczona ex post (na podstawie przeszłej inflacji – red.) w takich krajach jak Polska powinna być ujemna albo zerowa. Stopa realna ex ante (na podstawie przewidywanej inflacji) już teraz jest zbliżona do zera albo nawet dodatnia. Stąd inwestorzy nie mają jaskrawych dowodów na to, że polityka pieniężna w Polsce jest za luźna.

Banki
Banki mają jeszcze szanse na dalsze zwyżki?
Banki
Bank Pekao chce wypłacić 12,6 zł dywidendy na akcję
Banki
PKO BP warty sto miliardów. Gdzie jest granica wzrostów?
Banki
Euforia na bankach. Wzrosty przyspieszają
Banki
Zarobki prezesów banków. Duże wzrosty i odprawy
Banki
Szykują się sowite dywidendy banków. Na co mogą liczyć akcjonariusze?