Wyniki handlu nie pozwalają na nadmierny optymizm

Otwarcie galerii handlowych z początkiem maja przyczyniło się do zaskakująco mocnego odbicia sprzedaży detalicznej. Ekonomiści są jednak ostrożni w rewidowaniu prognoz dla polskiej gospodarki.

Publikacja: 23.06.2020 05:01

Wyniki handlu nie pozwalają na nadmierny optymizm

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Sprzedaż detaliczna w cenach stałych wzrosła w maju o 14,9 proc. w stosunku do kwietnia, a po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych aż o 17,4 proc. To oznacza, że odrobiła już w dwóch trzecich spadek z marca i kwietnia (łącznie zmalała w tym okresie o 26 proc.), gdy handel paraliżowały ograniczenia wprowadzone przez rząd w celu stłumienia epidemii koronawirusa.

Pomimo odbicia sprzedaż detaliczna była w maju wciąż o 7,7 proc. niższa niż w tym samym okresie ub.r. To jednak i tak wynik zaskakująco dobry w kontekście tego, na co wskazywały dane z banków dotyczące płatności kartami oraz statystyki dotyczące ruchu w galeriach handlowych. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie szacowali, że wskaźnik ten – stanowiący miarę wydatków na towary w jednostkach handlowych zatrudniających co najmniej dziesięć osób – zmalał w maju o 12 proc. rok do roku, po bezprecedensowym załamaniu o 22,9 proc. w kwietniu. Zaledwie 6 spośród 25 uczestników naszej ankiety spodziewało się jego zniżki o mniej niż 10 proc. Majowy wynik okazał się też lepszy od marcowego, gdy sprzedaż zmalała o 9 proc. rok do roku, choć ograniczenia w handlu zostały wprowadzane w połowie tamtego miesiące, a wcześniej wiele gospodarstw domowych robiło zakupy na zapas.

V-kształtne ożywienie

Nic dziwnego, że pierwsze reakcje ekonomistów na poniedziałkowe dane GUS były entuzjastyczne. Analitycy z Banku Pekao napisali na Twitterze, że realizuje się scenariusz V-kształtnego odbicia konsumpcji, a to pociągnie za sobą rewizję szacunków dotyczących PKB w II kwartale. I choć część ekonomistów rzeczywiście przyznaje już, że dominujące dotąd szacunki, wedle których gospodarka w bieżącym kwartale miała się skurczyć o około 10 proc. rok do roku, stały się zbyt pesymistyczne, to jednocześnie nawet oni nie spieszą się z podwyższaniem prognoz na cały 2020 r. Wciąż więc zanosi się na spadek PKB o 4–5 proc.

Po pierwsze, majowe odbicie sprzedaży detalicznej to częściowo efekt odłożonego popytu, który w kolejnych miesiącach będzie wygasał. Po drugie, jak zauważyli ekonomiści z mBanku, niektóre z dokonywanych dziś wydatków na towary zastępują przyszłe wydatki na usługi, które zaliczane są do szeroko rozumianej konsumpcji, będącej składową PKB. Dotyczy to przede wszystkim wydatków na meble, sprzęt RTV i AGD, które zwiększyły się w maju rok do roku o 14,4 proc. po spadku o niemal 17 proc. rok do roku w poprzednich dwóch miesiącach. Ten najlepszy od połowy 2019 r. wynik sugeruje, że Polacy zamierzają więcej czasu spędzać w domach. Analitycy mBanku podkreślają też, że nawet gdyby konsumpcja wracała do normalności szybciej od oczekiwań, to będzie to powodowało również odbicie w imporcie, co z kolei będzie osłabiało pozytywny wpływ wyników handlu zagranicznego na dynamikę PKB. Ożywienie w konsumpcji tłumić może jednak pogarszająca się sytuacja dochodowa gospodarstw domowych.

Mgła niepewności

Foto: GG Parkiet

„Powrót do boomu konsumpcyjnego sprzed epidemii będzie trudny. Dane sugerują, że w czerwcu konsumenci odwiedzali sklepy o kilkanaście procent rzadziej niż przed kryzysem. Około 50 proc. właścicieli sklepów w galeriach handlowych uważa, że ich działalność jest nieopłacalna i szybko się to nie zmieni. Wciąż wysoki poziom zachorowań na Covid-19 w Polsce sugeruje dalszą ostrożność konsumentów. W kolejnych miesiącach na zachowania konsumentów wpływać będzie także niepewność związana z rynkiem pracy" – skomentowali Karol Pogorzelski i Rafał Benecki z ING BSK.

Tego samego zdania są ekonomiści z BOŚ, którzy zwyciężyli w trzech ostatnich edycjach konkursu krótkoterminowych prognoz makroekonomicznych „Parkietu" i sformułowali najcelniejszą prognozę sprzedaży detalicznej w maju. Pogarszająca się sytuacja na rynku pracy sprawi ich zdaniem, że do zwyżek w ujęciu rok do roku sprzedaż detaliczna wróci dopiero w ostatnich miesiącach br.

Wyniki ankietowych badań GUS wśród firm, także opublikowane w poniedziałek, sugerują, że również firmy handlowe nie patrzą w przyszłość z dużym optymizmem. Wskaźnik koniunktury w tej branży wzrósł w czerwcu do -25,4 pkt z -39,4 w maju, ale pozostał wyraźnie poniżej długookresowej średniej na poziomie -3,8 pkt. Podobnie jest w przypadku wskaźnika nastrojów konsumentów, który wzrósł w czerwcu do -19,4 pkt z -30,1 pkt w maju i -36,4 pkt w kwietniu, ale pozostał na poziomie notowanym poprzednio w latach 2013–2014, gdy stopa bezrobocia w Polsce była dwucyfrowa.

Inflacja: Ceny części towarów już zaczęły maleć, słaby popyt może ten efekt upowszechnić

Sprzedaż detaliczna w cenach stałych zmalała w maju o 7,7 proc. rok do roku, a w cenach bieżących o 8,6 proc. rok do roku. To oznacza, że deflator sprzedaży – miara inflacji w sklepach zatrudniających co najmniej dziesięć osób – zmalał o około 1 proc. rok do roku. Poprzednio na minusie był w listopadzie 2016 r., a jeszcze w kwietniu wzrósł o około 0,4 proc. rok do roku.

Spadek deflatora sprzedaży detalicznej poniżej zera kontrastuje z obrazem procesów cenowych malowanym przez indeks cen konsumpcyjnych (CPI), podstawowy wskaźnik inflacji w Polsce. Ten wzrósł w maju o 2,9 proc. rok do roku, po zwyżce o 3,4 proc. w kwietniu. Różnica między roczną zmianą CPI a roczną zmianą deflatora sięgnęła więc w maju 3,9 pkt proc., najwięcej od co najmniej 2007 r. To efekt tego, że wzrost CPI napędzają ostatnio ceny usług, których deflator nie obejmuje. W maju zwiększyły się one o 7,1 proc. rok do roku, podczas gdy ceny towarów – według CPI – o 1,4 proc. rok do roku. Z kolei na deflator duży wpływ ma spadek cen paliw.

W przeszłości rozwieranie się nożyc między inflacją CPI a deflatorem zwiastowało często spadek tej pierwszej. I tak samo będzie prawdopodobnie tym razem.

– W tym i w przyszłym roku spodziewam się dużego spadku inflacji. Kryzys doprowadzi do pojawienia się ujemnej luki popytowej (rzeczywisty PKB znajdzie się poniżej potencjalnego – red.), a zależność między tą luką a inflacją bazową (nieobejmującą cen energii i żywności) jest bardzo duża – mówił w poniedziałkowym wywiadzie dla „Parkietu" Michał Dybuła, główny ekonomista ds. Europy Środkowo-Wschodniej w BNP Paibas. – Na krótką metę w niektórych branżach możliwy jest skokowy wzrost cen, bo konieczność wprowadzenia nowych środków ostrożności pociąga za sobą koszty. Ale w perspektywie najbliższego roku czy dwóch lat dezinflacyjne skutki ujemnej luki popytowej będą silniejsze – podkreślał. To pogląd dominujący wśród ekonomistów, którzy przeciętnie oczekują, że pod koniec roku inflacja CPI będzie już poniżej 2 proc. GS

Analizy rynkowe
Przybywa pozwów o darmowy kredyt. Będzie ich jeszcze więcej?
Analizy rynkowe
Indeksy na wzrostowej ścieżce. Czy hossa zostanie z nami na dłużej?
Analizy rynkowe
WIG zmierza do 100 tys. pkt, WIG20 najwyżej od 2011 r.
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Giełdy kontynuują korektę, złoto bije rekordy
Analizy rynkowe
Niedowartościowane czarne konie. Czyli na kogo postawić wiosną
Analizy rynkowe
Pozytywne zaskoczenia sezonu. Spółki, które przekonały wynikami
Analizy rynkowe
Wyniki europejskich spółek jednak cały czas pod presją