Po czwartkowej sesji znalazł się pan na drugim miejscu w klasyfikacji Parkiet Challenge. Dobry wynik zawdzięcza pan zwyżkom Lotosu. Dlaczego postawił pan właśnie na tę spółkę?
Wiadomo, że wszelkiego rodzaju konkursy rządzą się swoimi prawami i niekoniecznie należy się kierować w nich podobnymi zasadami jak w realnym inwestowaniu, kiedy ryzykuje się własny kapitał. W grze pieniądze są wirtualne, a do tego mamy bardzo ograniczony czas trwania rywalizacji. Trzeba zatem zaryzykować, a nawet zagrać va banque. Ja postawiłem wszystkie środki na odbicie mocno zdołowanego Lotosu. I udało się. Przypominało to tzw. łapanie spadających noży, do czego oczywiście w realnym inwestowaniu nie namawiam. Jak wspomniałem, w konkursie można sobie jednak pozwolić na większe ryzyko i mi się to opłaciło.
Z drugiej strony wiele innych spółek, np. energetycznych czy banków, również jest po mocnych przecenach.
Tak, jednak Lotos był dość znacząco przeceniony jak na spółkę fundamentalnie dobrą. Do tego ostatnia przecena była związana z zanieczyszczeniem ropy w rurociągu Przyjaźń. Z kolei na łamach „Parkietu" przeczytałem, że firma powinna sobie poradzić z tym problemem dość szybko i niebawem sytuacja wróci do normy. Stąd decyzja o „zakupie" akcji.