Najgłośniejsza jest sprawa Raja Rajaratnama – pochodzącego ze Sri Lanki miliardera kierującego funduszem hedgingowym Galleon
Galleon, jeszcze w 2008 roku jeden z dziesięciu największych funduszy hegdingowych na świecie, od lat wyróżniał się na tle konkurencji znakomitymi wynikami. Krążyły plotki, że za błyskotliwymi sukcesami Rajaratnama stoi swoista mafia hindusów, którzy rozlokowani w różnych spółkach technologicznych (chodziło między innymi o Intel i IBM), przekazują mu niejawne informacje, będące podstawą udanych inwestycji. Majątek Galleonu rzeczywiście powiększał się w imponującym tempie, głównie dzięki szybkim, bardzo zyskownym transakcjom. Sam Rajaratnam żartował sobie mówiąc, że jeśli kiedykolwiek osiągnął zysk z jakiejś długoterminowej inwestycji, to widocznie zapomniał czegoś sprzedać.
Choć ta i podobne jej sprawy przebiegają w atmosferze skandalu, nie jest wcale takie oczywiste, że w samym akcie insider tradingu jest coś bezwzględnie złego. Insider trading definiuje się jako skorzystanie z informacji o firmie lub okolicznościach rynkowych, która to informacja nie jest dostępna dla reszty uczestników rynku, w celu zawarcia korzystnych transakcji na giełdzie. O ile w złamaniu zakazu takiego działania (czy to zawartego w prywatnym zobowiązaniu, podpisanym przez managera, czy też zapisanego w obowiązującym na rynku kapitałowym prawie) można dopatrywać się czegoś niemoralnego, o tyle insider trading sam w sobie nie jest działaniem niemoralnym.
Nie ma bowiem żadnej ogólnej zasady, każącej dzielić się z innymi informacjami, które mogą przynieść nam korzyść. We „Wstępie do etyki biznesu” Tibor R. Machan podaje obrazowy przykład: Wyobraźmy sobie, że atrakcyjna, niezamężna kobieta wprowadza się na osiedle, na którym mieszka kilku mężczyzn chętnych ją poznać. Ja (jako jeden z nich) otrzymuję informację o jej rychłym przybyciu przed pozostałymi i dzięki temu udaje mi się ją spotkać przed innymi (…). Czy uczyniłem coś złego? A czy perspektywy udanego związku nie są dla ludzi ważniejsze od szans na zyskowną inwestycję?
Podzielenie się z innymi informacjami w takiej lub podobnej sytuacji, jest chwalebnym aktem dobroczynności (choć liczenie, że owa kobieta to doceni może być nieco lekkomyślne). Działania charytatywne, choć mogą w pewnych ekstremalnych sytuacjach podpadać pod moralny obowiązek, nie powinny jednak być wymuszane przez państwo. Prawo, które zmusza do dobroczynności oddziera pomaganie innym z cnoty, wiążącej się z wykonaniem takiego uczynku w sposób wolny.