David Dreman to jedna z największych legend Wall Street. Sławę zyskał tym, że jako jeden z pierwszych na wielką skalę wcielił w życie kontrariańskie metody inwestowania. Z jakim skutkiem? Przez 15 lat, w ciągu których zarządzał funduszem Dreman Value Management, średnia roczna stopa zwrotu wyniosła 16,7 proc, wobec 8,9 proc., które można było przeciętnie zarobić, inwestując w spółki z indeksu S&P500. Te kilka procent przewagi może nie być imponujące, ale jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w ciągu tego całego okresu jedynie 2 lata były stratne, a aż 13 zyskownych, to długoterminowa przewaga nad indeksem, w połączeniu z wyjątkową konsekwencją, zaczyna robić naprawdę spore wrażenie.
Wśród postaci na Wall Street Dreman to prawdziwy człowiek renesansu. Słynny inwestor jest nie tylko twórcą i głównym zarządzającym Dreman Value Management, który obraca obecnie siedemnastoma miliardami dolarów swoich klientów. Dreman to także naukowiec, który zgłębia zagadnienia psychologii inwestowania i dyrektor The Institute of Behavioral Finanse. Jest również autorem wielu książek dotyczących strategii giełdowych i finansów behawioralnych, z których każda w krótkim czasie po wydaniu stawała się bestsellerem. Sławny kontrarianin od 22 lat prowadzi również regularną rubrykę w amerykańskim wydaniu czasopisma "Forbes", jest współwydawcą "The Journal of Psychology and Financial Markets" oraz wykładowcą na Harvard University. Słowem: prawdziwy homo doctus.
Kontrowersyjna teoria
Podstawą sukcesów słynnego inwestora stały się tak zwane strategie kontrariańskie. Zrodziły się z niewiary wielu graczy giełdowych w prawdziwość neoklasycznej teorii finansów, którą proponują środowiska akademickie. Na czym ona polega? Teoria neoklasyczna to pewien model, który ma pomóc zrozumieć zasady funkcjonowania rynków kapitałowych. U jej podstaw stoi kilka założeń, które można streścić właściwie w jednym zdaniu: "Ceny akcji w każdej chwili odzwierciedlają wszystkie informacje z nią związane". Nim jednak uznamy to - bądź co bądź dość śmiałe - stwierdzenie za prawdziwe, trzeba wcześniej zaakceptować również inne warunki. Po pierwsze, należy przyjąć, że każdy inwestor ma pełny dostęp do wszelkich informacji. Trzeba też uznać, że bez względu na ich liczbę i jakość uczestnik rynku zdolny jest je wszystkie "przetworzyć" i prawidłowo wykorzystać. Co więcej, wszelkie zmiany cen muszą być od siebie niezależne, na parkiecie nie mogą obowiązywać żadne opłaty ani prowizje, a wszyscy gracze mają tylko jeden cel: osiągnąć jak największy zysk, ponosząc jak najmniejsze ryzyko.
Większość praktyków giełdowych takie założenia uzna za co najmniej dość ryzykowne. Trudno na przykład zgodzić się z tezą, że inwestorzy mają dostęp do wszelkich przydatnych informacji. Fakt, że teoria neoklasyczna ma pewne niedociągnięcia, zauważało wiele osób. Jednak dopiero David Dreman - jako jeden z pierwszych - postanowił na tym zarobić. Znany inwestor skupił się na kilku istotniejszych "nieefektywnościach" rynku i zdecydował się je wykorzystać.