Patriotyzm gospodarczy czy zwykły protekcjonizm

Gdyby Polacy na początku transformacji zostali nauczeni patriotyzmu gospodarczego, mieliby większą skłonność do zaciskania pasa, oszczędzania, a dzięki temu udałoby się zbudować firmy na krajowym kapitale.

Aktualizacja: 06.02.2017 16:13 Publikacja: 12.10.2016 18:42

Patriotyzm gospodarczy czy zwykły protekcjonizm

Foto: Archiwum

Dziś mogłyby one być silnymi graczami na globalnych rynkach. Zamiast tego jednak Polacy konsumowali, a inwestycje trzeba było oprzeć na zagranicznym kapitale – taką tezę postawił w niedawnym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" wicepremier i minister rozwoju (obecnie także finansów) Mateusz Morawiecki.

Termin „patriotyzm gospodarczy" zadomowił się w polskiej debacie publicznej. I choć przedstawiciele rządu PiS sięgają po niego szczególnie chętnie, ich poprzednicy też zastanawiali się m.in. nad repolonizacją (czy też udomowieniem) banków. Ale przekonanie ministra Morawieckiego, że patriotyzm gospodarczy to sposób na budowę silniejszej gospodarki, wcale nie jest powszechnie podzielany, nawet wśród przedsiębiorców. Można się było o tym przekonać podczas debaty „Patriotyzm ekonomiczny a realia globalizacji i integracji", która odbyła się w ramach szóstego Europejskiego Forum Nowych Idei w Sopocie. Dyskusja pokazała coś jeszcze: że tytułowy termin jest bardzo pojemny i nieprecyzyjny, co w dużej mierze tłumaczy emocje i kontrowersje, które wyzwala.

Burzyć cudze bariery, a nie wznosić własne

Bartłomiej Radziejewski, prezes zarządu Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, utożsamił patriotyzm gospodarczy z modelem rozwoju m.in. Korei Południowej. Rząd w Seulu zapewnił wybranym sektorom i firmom cieplarniane warunki, chroniąc je przed zagraniczną konkurencją, aby mogły wyrosnąć na globalnych liderów. – Polska powinna czerpać doświadczenia z doświadczeń takich krajów jak Chiny czy Korea, które potrafiły zadbać o interesy swoich przedsiębiorców. Powinna prowadzić wyważoną repolonizację niektórych branż gospodarki – tłumaczył.

Tak rozumiany patriotyzm gospodarczy jest jednak tożsamy z protekcjonizmem. – Gdy zastanawiamy się nad mechanizmami wspierania polskich przedsiębiorców tylko dlatego, że są polskie, albo nad ograniczeniem udziału zagranicznego kapitału w Polsce, albo nad tworzeniem polskich czempionów, myślimy de facto o rozwiązaniach protekcjonistycznych – zauważył obecny wśród słuchaczy Piotr Buras, dyrektor warszawskiego biura Europejskiej Rady ds. Stosunków Międzynarodowych (ECFR). – Patriotyzm gospodarczy to pojęcie, które zmienia rangę w czasie. Co innego znaczyło podczas wojny, co innego dzisiaj, co innego w USA, co innego w Polsce. Rzeczywiście jednak zawsze zawiera komponent protekcjonizmu – przyznał Thomas E. Garrett, wiceprezydent Międzynarodowego Instytutu Republikańskiego (IRI), jeden z panelistów.

Tymczasem na hasło protekcjonizm, choć teoretycznie oznacza ono ochronę rodzimych przedsiębiorców, część z nich reaguje alergicznie. – Chcemy, żeby Polki kupowały polskie kremy, ale chcemy również, żeby kupowały je Hiszpanki i Włoszki. A jeśli aspirujemy do obecności polskich firm na świecie, to nie możemy budować barier dla zagranicznych firm w kraju. Musimy dążyć do tego, żeby likwidować bariery gdzie indziej, a nie wznosić je u nas – powiedział z audytorium Henryk Orfinger, prezes spółki dr Irena Eris, za co zebrał oklaski.

Polskie, czyli jakie?

Jerzy Kwieciński, wiceminister rozwoju, przekonywał, że w patriotyzmie gospodarczym, o którym mówi polski rząd, nie chodzi o jakieś nadzwyczajne działania, tylko naprawę pewnych zaniechań. – Chcemy dbać o swoje spółki i obywateli tak samo, jak inne kraje dbają o swoje – powiedział. Dodał, że Polska nie jest zainteresowana powielaniem azjatyckiego modelu rozwoju, tylko budową własnego. Odcinał się też od zrównywania patriotyzmu z protekcjonizmem. – Musimy koncentrować się na rozwiązaniach pozytywnych, być za czymś, a nie przeciwko czemuś. Musimy współpracować z zagranicznym kapitałem, w świecie nauki i innowacji nie ma od tego ucieczki – oświadczył. Jak tłumaczył, patriotyzm gospodarczy powinien sprowadzać się do produkcji innowacyjnych, wysokiej jakości towarów, które będą chcieli kupować sami Polacy. Takie produkty będą też pożądane na zagranicznych rynkach, stanowiąc polską wizytówkę. Jako przykład podał rodzime autobusy.

Także Jeremi Mordasewicz, ekspert organizacji pracodawców Lewiatan, obecny wśród publiczności, oponował przeciwko utożsamianiu patriotyzmu z protekcjonizmem. – Patriotyzm może się wyrażać np. etosem pracy – powiedział. W jego ocenie ten etos przekłada się na jakość krajowej produkcji, a w efekcie jej atrakcyjność na świecie. W podobnych duchu wypowiadał się Fernando Pozuelo Molina, wiceprezes ds. handlu w Ikea Polska. Jak tłumaczył, patriotyzm gospodarczy nie musi oznaczać ochrony polskiego rynku, tylko dbanie o to, żeby polskie firmy mogły się rozwijać na innych rynkach.

Zauważył też jednak, że dziś trudno jest określić przynależność narodową firmy. – Ikea promuje Szwecję na świecie swoją kolorystyką, produktami spożywczymi, stołówkami. Ale jest też bardzo lokalna, na wszystkich rynkach, na których jest obecna, współpracuje z lokalnymi dostawcami – powiedział, przypominając, że do Polski meblarski gigant przeniósł część produkcji już w latach 60.

Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”
Gospodarka
Szef Fitch Ratings: zmiana rządu nie pociągnie w górę ratingu Polski