W końcówce 2001 r. Turcja była porównywana do Argentyny. Postrzegano ją jako potencjalnego bankruta, kraj pogrążony w permanentnym kryzysie. Tureckiemu sektorowi bankowemu groził upadek, a stopy procentowe sięgały oszałamiającego poziomu 60 proc. Minęło 11 lat, Argentynie grozi kolejne bankructwo – jest powszechnie uznawana za kraj zmarnowanych szans. Tymczasem turecka gospodarka przeszła ogromną transformację i jest często wskazywana jako wzór udanych reform. Od 2001 r. turecki PKB na mieszkańca wzrósł trzykrotnie, miejscowe banki są uznawane za dosyć stabilne, a ISE 100 główny indeks giełdy w Istambule, zyskał w tym roku już około 50 proc. Nikt nie traktuje już tego kraju jako potencjalnego bankruta. Turcja zyskała niedawno w agencji Fitch swój pierwszy rating klasy inwestycyjnej i kwestią czasu jest następna taka podwyżka. Koszt tureckich CDS (instrumentów finansowych ubezpieczających?przed bankructwem dłużnika), choć wynosił w 2003 r. 1329 pkt bazowych, to obecnie sięga 129 pkt bazowych, czyli mniej więcej tyle, ile w przypadku Litwy.
Co się stało przez te lata? Ogromne zmiany ekonomiczne były możliwe dzięki zmianom politycznym. W 2002 r. ogromną większością wygrywa wybory parlamentarne Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). Od następnego roku tureckim premierem jest Recep Tayyip Erdogan. – Turcja była wówczas krajem zmagającym się z dwoma poważnymi problemami: wysoką inflacją i wysokimi stopami procentowymi. Kryzys był częścią życia społeczeństwa. Jednakże kryzys z 2001 r. uświadomił wszystkim, jak ważne jest zlikwidowanie wielu niedoskonałości państwa, jak potrzebne są zmiany. Ludzie wówczas głosowali na AKP nie z powodu jej ideologii, ale dlatego, że była nową siłą w polityce, obiecującą zmiany. Doprowadziła do wielkich przeobrażeń i wygrała później w cuglach dwukrotnie kolejne wybory parlamentarne – wspomina w rozmowie z „Parkietem" Erkan Klimci, dyrektor zarządzający Erste Securities w Istambule.
Historia sukcesu
Turecki biznes lubi AKP. I nic dziwnego, ta partia obcięła przecież CIT z 40 proc. do 20 proc. (23 proc. dla firm wypłacających dywidendy akcjonariuszom). Rząd uczynił prawo bardziej przyjaznym dla przedsiębiorców. Zdołał też przyciągnąć wielu zagranicznych inwestorów, m.in. tym, że usunął z prawodawstwa wszelkie przepisy dające im gorszy status niż krajowym firmom. Rządy AKP to również dobry czas dla tureckiego eksportu, który w większym stopniu otworzył się na azjatyckie rynki wschodzące, Bliski Wschód i Afrykę, co łagodziło spowolnienie w Europie. Jednocześnie gabinet Erdogana zadbał o podstawy długoterminowego wzrostu: rozbudowę infrastruktury (autostrad możemy Turkom zazdrościć) i edukacji (budżet na ten cel wzrósł od 2002 r. sześciokrotnie). W Turcji przez ostatnią dekadę dynamicznie rosła klasa średnia, ale również ludziom biedniejszym zaczęło powodzić się lepiej. Dostęp obywateli do usług medycznych zwiększył się z 70 proc. w 2000 r. do 97 proc. w 2010 r., a średnia długość życia wydłużyła się z 71,4 lat do 74,3 lat.
Tempo wzrostu tureckiego PKB było w poprzedniej dekadzie bardzo wysokie. W 2004 r. sięgnęło aż 9,4 proc. Te wyniki to oczywiście nie tylko zasługa AKP. – Program gospodarczy, którym się tak mocno chwali AKP, opracowałem w 2001 r. jako podsekretarz w Ministerstwie Handlu wspólnie ze znanym ekonomistą Kamalem Dervisem. AKP później zmieniła jednak ten plan, by dopuścić na turecki rynek więcej „gorących pieniędzy" z zagranicy – twierdzi Faik Oztrak, deputowany Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), czyli głównego opozycyjnego ugrupowania w Turcji.
Rząd Erdogana dobrze sobie jednak radził nie tylko w czasie prosperity, ale również podczas kryzysu, którego pierwsze uderzenie w Turcję było dosyć bolesne. Jej gospodarka wzrosła w 2008 r. o zaledwie 0,7 proc., po czym skurczyła się w 2009 r. o 4,8 proc., a stopa bezrobocia doszła do 16 proc. Koszt tureckich CDS ( im droższe, tym większe ryzyko plajty) przekraczał wówczas 800 pkt bazowych (8 proc.!). Wydawało się, że Turcja będzie miała poważne problemy z dostępem do rynkowego finansowania, a rozmowy o pożyczce z Międzynarodowego Funduszu Walutowego utknęły w martwym punkcie. Rząd Erdogana i Bank Centralny Republiki Turcji zdecydowały się na niekonwencjonalne, kontrcykliczne działania. Bank stopniowo obcinał stopy procentowe z 20,25 proc. do 9 proc., Ministerstwo Finansów wprowadziło amnestię podatkową na napływy obcej waluty, a obniżki podatków nałożonych na konsumpcję pozwoliły pobudzić wzrost gospodarczy. Zbiegło się to z poprawą sytuacji na światowych rynkach finansowych. Polityka tureckich władz zadziałała. Wzrost gospodarczy wyniósł w 2010 r. oszałamiające 9,2 proc., a w 2011 r. 8,5 proc. Turcję znów zaczęto umieszczać wśród ekonomicznych tygrysów.