Śledząc niemal od początku rozwój polskiego rynku kapitałowego, nie udało mi się pozbyć naiwnej pewnie nadziei, że na warszawskiej giełdzie pojawi się spółka, która wykorzysta możliwości, jakie daje rynek kapitałowy, do tego, by w równie znaczący sposób przyczynić się do rozwoju gospodarczego i akumulacji kapitału w naszym kraju. Kandydatów było już kilku, jednak Siła i Światło pozostanie chyba niedoścignionym wzorem. Jednym z takich kandydatów był kiedyś (dawno, dawno temu) Elektrim. Porównanie tych dwóch firm nasuwało się zarówno ze względu na podobieństwo niektórych obszarów działalności, jak i na fakt, że jedna ze spółek należących do słynnego „Elka" kiedyś była własnością Siły i Światła. Jak niechlubnie skończyła się giełdowa historia Elektrimu, wiedzą jednak wszyscy.
Geneza
Siła i Światło była pierwszą spółką zarejestrowaną w Polsce odrodzonej po 123 latach zaborów. Jej początki sięgają jednak roku 1914, kiedy to została założona przez Macieja ks. Radziwiłła (swoją drogą, to nazwisko pojawia się również w historii Elektrimu), Antoniego Słamirowskiego i Dawida Tempela. Prawdziwa historia spółki to jednak okres międzywojenny. Patrząc na początki przedsiębiorstwa, warto sięgnąć do wspomnień Janusza Regulskiego, jednego z założycieli i wieloletniego dyrektora finansowego spółki. Opisując ówczesne realia gospodarcze, pisał on „(...) kapitaliści zagraniczni przeważnie dążyli u nas do posiadania całości kapitału akcyjnego. Kapitał działający w obcych krajach nie chciał mieć ani wspólników, ani obserwatorów czy kontrolerów swej działalności. Starał się utrzymywać kapitał akcyjny na możliwie niskim poziomie, uzupełniając braki środków kredytami o stałym i możliwie wysokim oprocentowaniu. Tym tłumaczy się też, że spółki tego typu przeważnie nie wykazywały zysków i nie wypłacały dywidend, bo i po co. Należyte, a często i bardzo wysokie zyski dochodziły do rąk zagranicznych kapitałów drogą wysokiego oprocentowania kredytów oraz pobierania innych opłat (...)". Sytuacja ta (odniesienie tezy z cytatu do czasów współczesnych pozostawiam czytelnikom „Parkietu") spowodowała, że grupa wybitnych przedsiębiorców zdecydowała się założyć firmę, która miała angażować się w życie gospodarcze wolnej Polski, tu płacić podatki i pozostać pod kontrolą kapitału polskiego.
Bez wątpienia najmocniejszą stroną Siły i Światła byli tworzący ją ludzie. Wśród tych, którzy w różny sposób przyczynili się do rozwoju spółki, byli m.in. Janusz Regulski (przemysłowiec, współzałożyciel Automobilklubu Polskiego, ustanowił polski rekord szybkości), Wiesław Gerlicz (przemysłowiec, współzałożyciel fabryki żarówek w Pabianicach, parlamentarzysta), Alfred Biedermann (znany łódzki przemysłowiec, inicjator budowy linii tramwajowych, Kawaler Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski) czy wieloletni dyrektor zarządzający Tadeusz Sułowski.
Trudne początki
Siła i Światło w założeniach miała być typową?firmą stojącą na czele holdingu. Jej zadania rozciągały się od opracowywania strategii i zapewnienia finansowania firmom zależnym, przez stałą kontrolę realizacji wyznaczonych celów, po techniczną obsługę związaną na przykład z drukiem akcji. Za swoje usługi spółka pobierała zryczałtowane wynagrodzenie w wysokości 3 proc. od obrotów.
Ambitny cel, jakim było inwestowanie w polski przemysł, wymagał oczywiście jednego „drobiazgu" – pieniędzy. Obserwując historię Siły i Światła, trzeba przyznać, że zarządzający spółką z tym trudnym zadaniem radzili sobie bardzo dobrze, wykorzystując w tym celu wiele różnych narzędzi – od kredytów (towarowych i gotówkowych) przez emisje akcji i obligacji po pozyskiwanie inwestorów strategicznych w różnych obszarach działalności.