Indeks cen towarów i usług konsumpcyjnych dostępny na stronie internetowej GUS-u sięga końca 1998 roku (kiedy to wystartował z pułapu 100 pkt). Na wykresie pokazujemy zarówno nominalne, jak i realne zmiany WIG-u właśnie od tego punktu w czasie. To już ponad 19 lat historii, więc można pokusić się o wyciąganie wiarygodnych statystycznie wniosków. Oczywiście linia WIG-u „urealnionego" jest położona na wykresie niżej niż linia WIG-u nominalnego. Ale to nie jest żadna niespodzianka. Z upływem czasu inflacja pożera kolejne porcje wartości nabywczej pieniądza, więc na dłuższą metę różnica między tymi dwiema liniami musi nieuchronnie się powiększać (no, chyba że ceny w gospodarce byłyby bardzo stabilne lub gdyby spadały – ale na dłuższą metę to mało prawdopodobne). Realne stopy zwrotu z akcji muszą być na przestrzeni lat niższe niż nominalne. Ale dokładnie to samo dotyczy wszystkich innych form inwestycji.
To co jest bardziej interesujące, to fakt, że linia „urealnionego" WIG-u na dłuższą metę też jest nachylona w górę. A innymi słowy, także realne stopy zwrotu z polskich akcji były dodatnie na przestrzeni badanego okresu. Licząc od końca 1998 roku do końca 2017 roku, WIG rósł realnie o 5,7 proc. średnio w skali roku.
Oczywiście koniec 1998 roku jest tu tylko pewnym umownym punktem startowym wynikającym z dostępności danych GUS-u. Przecież w praktyce inwestorzy kupowali akcje na przestrzeni kolejnych 19 lat w rozmaitych punktach na wykresie. Dlatego na wykres nałożyliśmy linię pokazującą wzrost we wspomnianym tempie 5,7 proc. w skali roku. Kupując akcje poniżej tej linii, inwestorzy mogli w praktyce uzyskać stopy zwrotu jeszcze wyższe. Im niżej dany punkt był położony względem niej, tym... lepiej na dłuższą metę.
Najlepszymi punktami do długoterminowych zakupów był oczywiście dołek bessy w lutym 2009 r. (licząc z tego punktu, realna stopa zwrotu wyniosła około +10 proc. średnio w skali roku), ale też dołek na jesieni 2001 r. i wtórne dno odnotowane rok później. Zauważmy też jednak, że całkiem niezłe momenty do długoterminowych zakupów miały miejsce w drugiej połowie 2011 r. czy też na początku 2016 r. „Kupuj, gdy leje się krew" – przypomina się słynne giełdowe motto.
Prawda leży gdzieś pośrodku
Ale jest też oczywiście i druga strona medalu. Wspomniany na początku szczyt hossy z 2007 r. był położony tak nienaturalnie wysoko, że nic dziwnego, że poczynione w tamtym okresie inwestycje przyniosły tak fatalne realne stopy zwrotu.
Wszystko to pokazuje, że inwestowanie nie musi mieć charakteru „zero-jedynkowego". Nie jest ani tak, że realne stopy zwrotu są ogólnie rzecz biorąc ujemne (wręcz przeciwnie, na ogół są raczej dodatnie – z wyjątkiem katastrofalnych przypadków takich jak rok 2007), ani też tak, że są zawsze dodatnie. Prawda leży gdzieś pośrodku. Nasze dane pokazują dobitnie, że aby uniknąć długoterminowych rozczarowań, należy w praktyce kupować akcje albo w okresach zaawansowanej bessy/krachu (poniżej czerwonej linii), albo przynajmniej rozłożyć zakupy w czasie (to ma sens przy długoterminowym oszczędzaniu, np. na emeryturę).