Rozważając błędy młodości. I błędy w ogóle

Początek maja to dobry czas. Przyroda rozkwita. Podatki zapłacone. „Sell in May and go away” i temu podobne bon moty. Kobiety jeszcze bardziej przyciągają spojrzenia mężczyzn. Czy dzieje się także odwrotnie, nie wiem i nie mam niezbędnych kompetencji, by się w aż tak wrażliwej sprawie wypowiadać.

Publikacja: 06.05.2024 06:00

Ludwik Sobolewski były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościo

Ludwik Sobolewski były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościowych, partner w Qualia AdVisory

Foto: materiały prasowe

Kompetencje to rzecz ważna, aczkolwiek ich brak może być motorem czegoś. Refleksji? Rozwoju? Postępu? Oby tylko nie rezygnacji lub zaniechania, to nie byłoby dobre, a już na pewno nie konweniowałoby z tak optymistyczną porą roku jak początek maja.

Dziś rano przekonałem się, jak brak wiedzy albo wiedza niedostatecznie przyswojona może rzutować na realizację zdawałoby się wnikliwie przemyślanych planów.

Od roku gotuję – w braku lepszego słowa używam tego określenia, razi mnie ono swą trywialnością, tak niepasującą do zajęcia intensywnie nasyconego wartościami i emocjami. Że dla przykładu wyliczę: eksperymentowanie, wybieranie, fizyczny kontakt, obserwowanie, reagowanie, podróżowanie poprzez konteksty. Ach, jest także smakowanie, zadowolenie lub rozczarowanie. Eksperymentowanie wszakże jest przeze mnie sprowadzone do minimum, przybiera postać niemal niedostrzegalną. Praca na rynkach kapitałowych – właśnie tego maja stuknęło mi pod tym względem lat 30 – a także prawdopodobnie jakiś drzemiący w środku sznyt prawniczy powodują, że kurczowo, niemal neurotycznie trzymam się w kuchni przepisów. Ograniczam inwencję, redukując tym samym ryzyko.

Dziś – piszę to 1 maja – przychodzą znajomi na wielką ucztę bliskowschodnią. Ponieważ okazja to szczególna, postanowiłem wreszcie użyć ciecierzycy nie ze słoika, ugotowanej, lecz surowej, kupionej w znakomitym sklepie orientalnym. Tę zaś należy przygotować poprzez moczenie „przez noc”, to znaczy około 12 godzin. Zatem wieczorem nalałem do miski wody, przykrywając nią zupełnie okazałą porcję ciecierzycy. Dziś rano okazało się, że ciecierzyca prawie wyszła z miski, a wody zostało tyle, co kot napłakał. A przecież już wczoraj przemknęło mi przez głowę przeczytane kiedyś zdanie, że wody nalewamy w podwójnej ilości w stosunku do objętości ziaren. Zlekceważyłem jednak tę impresyjną informację, a może nie byłem w pełni przekonany, że ma ona sens, bo ziarna ciecierzycy wczoraj wydawały się dość niepozorne. A przecież ciała różne potrafią znacznie zwiększać swą objętość, to wiedza dość powszechna. Teraz nie ma pewności, jak postąpić – uznać, że proces namaczania ciecierzycy zakończył się sukcesem czy wręcz przeciwnie; w tym drugim przypadku zaś, jak go poprawić? Zdecydowałem się dolać wody i pozostawić to wszystko jeszcze na parę godzin. Targają mną jednak wątpliwości, czy ciecierzyca nie stanie się przez to ZBYT miękka.

Jeżeli człowiek może sobie sprokurować tyle problemów wskutek tego tylko, że weźmie coś nie ze słoika, lecz zacznie od stanu mniej przetworzonego, to co dopiero mówić o bardziej skomplikowanych procesach?

Wiedza to władza i jej uzupełnianie oraz kierowanie się nią chroni od kryzysów, takich jak przy obróbce ciecierzycy. Istnieje niestety multum ważnych dla nas procesów, w których wiedzy trwale brakuje albo też otaczają nas pokłady niby-wiedzy, poruszamy się więc po omacku, w mniejszym lub większym stopniu.

Inwestowanie czy spekulacja należą do tej właśnie kategorii. Nie może to być aktywność oparta na wiedzy kompletnej, dającej moc przewidywania przyszłości, i nie ma co nawet tego poglądu udowadniać, tak jest oczywisty. Giełdy papierów wartościowych istnieją tylko i wyłącznie na bazie tego paradygmatu niewiedzy i niepewności. A jeśli ktoś pokaże mi jednego jedynego inwestora, który nigdy się nie pomylił i zawsze osiąga zyski w oczekiwanej przez siebie wysokości, to wtedy trzeba się będzie zastanowić, jak pozyskać licencję na tę umiejętność. Ale lepiej, aby to nie było możliwe, bo to zlikwiduje giełdy, a tego byśmy chyba, mimo wszystko, nie chcieli.

Koniec końców jest dość zdumiewające, że rynek transakcji giełdowych pozostaje taką enklawą nieokreśloności, w sytuacji gdy nasze życie zapełniają instrumenty służące przewidywaniu zachowań ludzi. Algorytmy czytają dane historyczne, uogólniając je i wyrażając prawdy o nas samych, z których nie zdawaliśmy sobie sprawy. Człowiek, sprawca i obiekt rewolucji technologicznej, traci status bytu nieodgadnionego, wolnego i niezależnego.

Przypomina mi to książeczkę napisaną przez osiemnastowiecznego filozofa francuskiego de La Mettrie’a (Julian Offray de La Mettrie – co to znaczy nazywać się godnie), zatytułowaną „Człowiek-maszyna”. To znaczy nie przede wszystkim książeczka mi się przypomniała (choć ona też, pamiętam nawet okładkę, ni to zielonkawą, ni to seledynową, we wzorki), lecz lekceważenie dla prostactwa tej filozofii, jakie czuliśmy, studenci Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego dyskutujący zwykle o wykwintnych teoriach Kanta, Feuerbacha czy Bergsona.

Tymczasem kto wie, czy to nie de La Mettrie, uważający że człowiek jest w gruncie rzeczy maszyną, tyle że bardzo skomplikowaną, nie był najbardziej profetycznym myślicielem, jeśliby to odnieść do wieku algorytmów, deep techów i AI. Jego materializm interpretował także umysł i „duszę” jako twory ściśle biologiczne, fizyczne, zależne od ciała. Wszelkie zjawiska psychiczne i intelektualne dawały się objaśnić prawami mechaniki. W filozofii de La Mettrie’a centralną funkcją organizmu jest wyobraźnia, determinowana przez funkcjonowanie ciała. To właśnie wyobraźnia jest nadrzędna wobec myśli i „duszy”, jest superstrukturą człowieka-maszyny.

Niezwykle to nowoczesne. Zachowania człowieka możemy prognozować na podstawie analiz wielkich zbiorów danych. Możemy w związku z tym wpływać na te zachowania czy wręcz je modelować. Wystarczy że poznamy kategorię, do której dana osoba należy (w tym celu profilujemy ją z użyciem Facebooka czy innego TikToka). Z drugiej zaś strony, o ile istnieje tu jakaś „druga strona”, sposób naszego myślenia i działania zależy od tego, jak traktujemy własne ciało. A z trzeciej strony, jeśli wszystko jest energią (kwantową) – i niczym innym – posiadającą masę, to oczywiste że wyobraźnia i umysł są formami energii.

W moich czasach studenckich ta pierwsza myśl wydawałaby się absurdem, zaś ta druga – o zdrowiu i jego kluczowym wpływie – czymś całkowicie sprzecznym z joie de vivre, mającą bezwzględny priorytet, natomiast taki de la Mettrie nadawał się do obśmiania. Myśl trzecia byłaby z kolei uznana za niedopuszczalne uproszczenie.

Niesłusznie. Wszystko niesłusznie. A ciecierzyca wymaga podwójnej objętości wody, to też pewnik, którego lepiej przestrzegać, jeśli na końcu ma powstać hummus kawarma z sosem cytrynowym.

Felietony
Wielka batalia małych spółek
Felietony
Przyszłość rynków kapitałowych w świetle planów Eurogrupy a perspektywa Polski
Felietony
Strategiczny błąd Fedu?
Felietony
O nożach, fundacjach rodzinnych i...
Felietony
Większy kawałek świata
Felietony
Kara goni karę